Świta, gdy zaczynam pisać.
Ale wcześniej poczytałem. Tyle skondensowanej paniki w jednym temacie
Wrażenie zgrzytu, jakby ktoś oddzierał niebo od ziemi...
Cykady jeszcze śpią, na razie zmysł słuchu pieszczą ptaszki i co jakiś czas plusk
ichtiofauny Dalekiej trasy wczoraj nie zrobiliśmy, ot 45 km, ale za to całość w tzw. wyporze, na prawie wolnych obrotach.
Morze było gładziutkie przez cały dzień i Olga mogła dodać do akustycznego tła trochę od siebie przy pomocy ukulele, a ja mogłem spokojnie pobawić się nową lornetką.
---
Jest 5:03. Ktoś
włączył cykady.
---
Na początek przybiliśmy do "hawajskiej" wysepki i od razu akcja ratunkowa.
Tak chudego/głodnego kota jeszcze nie widziałem. Odstąpiliśmy mu nasze "racje żywnościowe"
Z zębów aż mu iskry szły.
Potem, z nowymi siłami poakompaniował trochę Oldze
To fajna miejscówka na poleżenie i snurkowanie, wygodne zejście do wody.
Następnie wolniutko odpychając na boki molekuły wody sunęliśmy na północ wzdłuż Dugiego Otoku.
W Luce południowa przerwa na kawkę pod 400-letnim drzewem oliwnym, wyrasta wprost na tarasie przybytku ALEN,
i "mieszaną sałatkę". Co konoba, to inna "konstrukcja" tej sałatki
Ponieważ dalej wzdłuż Otoku są farmy wodne, przepełznęliśmy na Ravę.
I tak kołysząc się syciliśmy zmysły. Można było całkowicie się wyłączyć, niczego na kursie - nawet potencjalnie - kolizyjnym...
Echhh życie...
Następna kawka była w Velim Ižu i powolny "azymut" Zaglav.
Cała trasa oczywiście przeplatana kąpielą i snurkowaniem, czasem na "pełnym morzu". Na "pełnym" woda jest cieplejsza.
Po powrocie jak zwykle obiadokolacja w ROKO, kawał ryby zwanej "rombem", to "
wrombałem" ją
A wschód słońca, to mam w oknie domu stojącego po drugiej stronie zatoczki