Przed samą Casablanką znów zbliżamy się do oceanu, żeby w pobliżu plaży
Ain Djab zobaczyć grobowiec marabuta Abd ar-Rahmana - a w zasadzie to niezupełnie samą budowlę (bo do środka niewierni i tak wejść nie mogą), lecz skalistą wysepkę, na której jest położona. Marabut to miejsce pielgrzymkowe - tutejszy "święty" jest od chorób umysłowych.
Na wysepkę można wejść tylko podczas odpływu. Odpływ akurat był - ale nie było czasu... Popatrzyliśmy więc tylko przez chwilkę z oddali.
A potem -
Casablanka, Dar Al-Bayda... Dla mnie organizacyjnie największy
niewypał na naszej wycieczce! Już sam wybór tego miasta na noclegi to bezsens - lepiej byłoby pojechać jeszcze jakieś 100 km dalej do Rabatu, zwłaszcza że w Casablance byliśmy naprawdę wcześnie, a program wycieczkowego zwiedzania był mało napięty, na dokładkę źle rozegrany
. Wiem, wiem ... w programie było wyraźnie
napisane, że meczet Hassana II oglądamy tylko z zewnątrz
. Ale cóż by się stało, gdybyśmy się koło niego znaleźli o takiej porze, żeby chętni mogli sami dodatkowo sfinansować wstęp do środka? Przecież można było wyjechać z Safi nieco wcześniej
i zaraz po wjeździe do Casablanki dotrzeć od razu pod meczet. Tymczasem my, będąc w mieście ciut przed 13-tą - zatrzymujemy się na nadmorskim bulwarze Corniche ... i to aż na całą godzinę! Zejść tam nad wody oceanu nie za bardzo można, bo całe wybrzeże zajęte jest przez hotele i kluby fitness z prywatnymi plażami. Przeciwległa strona bulwaru to liczne restauracje (raczej drogie
) z kuchnią różnych narodów, tylko NIE marokańską. A mnie w tym kraju kuchnia włoska, francuska czy chińska, nie mówiąc już o Mc Donaldzie - zupełnie nie pociąga... A meczet Hassana - i owszem! Nawet jeśli finansowanie jego budowy przez społeczeństwo to temat wielce kontrowersyjny
.
Snujemy się więc bulwarem bez sensu (nie tylko nasza czwórka, ale i sporo innych uczestników naszej wycieczki) z krótkim przerywnikiem na soczek ze świeżych pomarańczy (tu wyciskany w warunkach higienicznych
, więc piersióweczka jeszcze nie ma zastosowania) - aż wejście do meczetu staje się zupełnie niemożliwe. Złośliwość pilota?
W końcu ruszamy w kierunku meczetu, najpierw na punkt widokowy, gdzie jasne staje się określenie, że to "tron Allaha wzniesiony na wodzie".
A potem jesteśmy już pod samym meczetem, żeby go sobie dokładniej pooglądać z zewnątrz przez całe
20 minut. Wielkie bramy pozamykane na cztery spusty, do środka nawet zajrzeć się nie da
.
Meczet wspaniale opisała Ula, więc zacytuję ją z nadzieją, że wybaczy mi
to, iż czynię to bez zapytania o zgodę:
shtriga napisał(a):Hassan II wymyślił, ze zbuduje gigantyczny meczet. Nad samym brzegiem oceanu, wg wszelkich wskazówek Koranu. Wybudowali - to drugi po Mekce (niektórzy twierdzą, że trzeci -a drugi jest w Medynie), olbrzymi - meczet Hassana II. Imponuje wielkością. Minaret - 300 m (a w zasadzie trochę więcej niż 200 m). W środku włoskie marmury, cedrowe wykończenia, kapie świecidełkami, środkiem płynie woda. A WC odlotowe (tez dziura w podłodze, ale całe wielkie pomieszczenie w misternych mozaikach i za darmo. Mamy zdjęcia! Wszystkie prace wykonali najwybitniejsi rzemieślnicy Maroka. Odpowiednie dyplomy widzieliśmy potem w rożnych miejscach. A ta główna część to ma chyba wielkość boiska piłkarskiego - rozsuwany dach!!! Żeby się wietrzyło jak przyjdzie tłum na modły.
To jedyny meczet, do którego wolno wejść niewiernym. Oczywiście z przewodnikiem i biletem.(...)
A z powstaniem meczetu było tak. To opowieść Ibrahima. Nigdzie tego nie przeczytasz, bo w każdym przewodniku piszą, ze meczet to "duma każdego Marokańczyka". No wiec meczet wymyślił król. Ale po wykopaniu fundamentów i usypaniu chyba 3 km brzegu oceanu kasa się skończyła. Wymyślili więc, że każdy Marokańczyk musi wykupić obligację meczetową. Ale po jakimś czasie pieniędzy znowu zabrakło. No to wymyślili, ze po domach będą chodzić specjalne komisje i sprawdzać, czy na widocznym miejscu wisi certyfikat potwierdzający wykup obligacji. A kto takie rzeczy wiesza na ścianach? A nawet jak u kogoś wisiał, to mogli zarzucić, ze to nie na widocznym miejscu. I tak kara było ponowne wykupienie obligacji. Tak powstał meczet, który zapada się co roku o kilka cm. Pracowało przy nim ileś tysięcy ludzi, wielu zginęło. I w związku z tym, że powstał na ludzkiej krzywdzie, zwierzchności muzułmańskie nie uznają go za miejsce kultu. Połaziliśmy wiec po nim my.
U Wojana też jest opis - no i jeszcze fotki. Zwłaszcza te z wnętrza są dla mnie cenne
, bo chociaż tu mogę zobaczyć, co mnie ominęło.
To teraz trochę fotek z naszego oglądania: