Czytelników pewnie zostało już niewielu, ale skoro zaczęłam , to ciągnę ten wózek dalej ...
Pora na medynę Marrakeszu i przechadzkę po sukach. Jak zwykle jest to bardzo emocjonujące . Marokańskie suki i oferowane na nich towary w zasadzie są podobne, niemniej jednak w każdym mieście da się wyczuć jakiś specyficzny dla niego klimacik . Plątanina uliczek medyny Marrakeszu jest jednak zdecydowanie łatwiejsza do opanowania niż w Fezie .
W Marrakeszu dodatkowa różnica to specyficzny kolor murów miejskich i ogromnej większości starych budynków nie bez powodu jest często nazywany Czerwonym Miastem, Czerwoną Perłą zagubioną w Atlasie...
Po gwarze suku dobrze trochę się wyciszyć w murach zabytków. Na suki wrócimy jeszcze w "czasie wolnym", co nieco rzuciło nam się w oczy, trzeba przeznaczyć trochę więcej minut na targowanie się .
Program wspólnego odkrywania wspaniałości Marrakeszu jest dość napięty, zbyt dużo czasu na własne fantazje nie będzie. Nie uda nam się wejść do kubby El-Baraudijin z czasów Almorawidów (druga dynastia w Maroku), chociaż jest ona tuż nieopodal kolejnego celu wycieczkowego zwiedzania. Nawet się nie zatrzymujemy obok na chwilkę, a szkoda, bo pomimo niewielkich rozmiarów, obiekt wart jest uwagi! Kubbę zbudowano na początku XII wieku (jest to jedna z dwóch budowali Almorawidów, jakie zachowały się do dziś w Maroku), po raz pierwszy zastosowano tu elementy ozdobne, stosowane w marokańskich budowlach do dziś . Wystarczyć nam musi pośpiesznie zrobiona fotka zewnętrza kubby...
Bez większego zainteresowania ze strony przewodników przechodzimy też obok Muzeum Marrakeszu mieszczącego się w pałacu z XIX w. (nie ma nawet czasu na pstryknięcie foty przez bramę wejściową), za to wkrótce ...