Tak więc zapamiętałam - najlepiej w jedną stronę promem a w drugą mostem
MVN powiedz mi jeszcze czy omijałeś płatne drogi w Słowenii? Jeśli tak to jak się kierować jadąc tą samą drogą co Ty?
MWN napisał(a):Jesteś z Zielonej Góry - to co innego. Z Wrocławia najpierw trzeba byłoby jechać 160 km do Gorlitz, żeby być na niemieckich autostradach. Mniej mam do czeskiej granicy w Boboszowie.
martos napisał(a):MWN Twoja trasa chyba mi troszkę bardziej podpasowała, nie muszę się pchać aż pod Katowice, nie patrząc już na to, że w dwie strony to zaoszczędzone prawie 300km
A powiedz mi jakie opłaty na tej drodze są? I czy polecasz przeprawić się promem na Pag czy wjeżdżać mostem porównując czas, koszty i widoki?
helen napisał(a):Gdy tak sobie siedzimy i czekamy ludzie powoli się schodzą i grupa oczekujących jest już całkiem spora, wtedy pojawiają się i Ci, którzy z jaskini właśnie wyszli.
jak oni wyglądają! Mężczyźni rozebrani do pasa, cali spoceni, twarze czerwone, na czołach żyły, kobiety zmordowane podobnie, co jest?! Przecież tam miało być zimno, my bluzy ciepłe mamy, długie spodnie i czemu oni tacy zmęczeni? Już wiem, brak windy, no to mamy pecha...
Przychodzi jednak przewodnik i idziemy z nim na drugą stronę ulicy, chwilę maszerujemy, za nami długi sznur ludzi, śmiesznie to wygląda, przewodnik tanecznym krokiem z latarka w ręku , a za nim banda turystów z plecaczkami i bluzami uwieszonymi na biodrach. Po kilku minutach dzielimy się na grupy językowe i schodzimy do jaskini wąskim korytarzem. Grupa angielska wchodzi parę minut po nas. Przewodnik pozwala robić zdjęcia bez lampy, czasem wychodzą, czasem nie:
Największe wrażenie robi jednak most, zawieszony ponad 40 metrów nad nurtem podziemnej rzeki, mój lęk wysokości dał dobitnie o sobie znać , nie da się niestety nie przejść po nim, jakoś dałam radę, zdjęcie z internetu:
Jaskinie są wspaniałe, człowiek robi się taki malutki wobec natury, podziemna rzeka, ogrom "pomieszczeń" i wszystkie te formy naciekowe, bajka. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Zwiedzanie trwa bodajże 2 godziny, potem przewodnik żegna się przy wyjściu z jaskini i tłumaczy jak wyjść z powrotem do centrum informacyjnego. Raz jeszcze przeprasza za brak windy. Zaczynamy wychodzić, im bliżej wyjścia tym cieplej, coraz bardziej duszno. W jaskini juz zdjęliśmy bluzy, gdyż od sporej ilości schodków i szybkiego tempa zwiedzania wcale nie było nam zimno, a teraz słońce świeci a przed nami kilkaset schodków.
Przeklinam naszego pecha i tą cholerną windę, gdy wreszcie jesteśmy na górze mam totalnie dość, jak reszta wycieczki również, to było na granicy moich możliwości. Nie mamy siły nawet rozmawiać, pierwsze kroki kierujemy do łazienki, moja twarz ma bordowy kolor, żyły na czole, bluzka mokra od potu..., kolejni zwiedzający czekający przy kasie, widząc uczestników naszej grupy pytają czy warto w ogóle tak się męczyć, warto, pewnie, że warto... tylko ta winda, a raczej je brak, ech...
Przebieramy się w samochodzie w czyste, suche rzeczy i ruszamy w stronę do Chorwacji, odpocząć .
Powrót do Nasze relacje z podróży