To był nasz piąty wyjazd do Chorwacji, a ponieważ minęło od powrotu 9 m-cy, więc najwyższy czas żeby urodziła się relacja.
Na początek kilka obrazków:
Wcześniej w Chorwacji byliśmy w Rabacu, na wyspie Murter (Jezera), Mali Golji koło Labina, Pag (Povljana) i teraz znowu wracamy na Istrię i znowu w okolice Labina – tym razem Drenje, niewielka wioska kilkadziesiąt domów, z których zdecydowana większość to „apartmany”. Najbliższy sklep w Ravni, markety w Labinie, jest też konoba, którą kilka razy odwiedziliśmy.
Naklejka jest, wszystko spakowane ...
Startujemy po drugiej w nocy przez Kędzierzyn-Koźle, Bruntal, Ołomuniec, Brno, Wiedeń, Graz, Maribor, Rupę, tunel Ucka i Labin do Drenje. Pierwszy raz jedziemy z dwoma psami: Kika jedzie do Chrowacji po raz czwarty, a Kimi po raz pierwszy – nasze psiaki zajmują cała tylną kanapę. Niestety młodsza nie przepada za jazdą samochodem i po 3 minutach pierwsza przerwa, ale po chwili ruszamy dalej. Koło Głubczyc druga wymuszona przerwa – Kimi znowu popiskuje. W Bruntalu kupujemy winiety: CZ i A i jedziemy dalej. Przed Ołomuńcem trzecia wymuszona przerwa – już do planu dokładam dwie godziny, ale okazuje się, że dalej nie było już takich sytuacji. Po drodze trochę remontów, ale w korkach nie stoimy. Kolejna winieta na granicy SLO. W Słowenii zatrzymujemy się na leśnym parkingu z fajnym widokiem – takim jakby znajomym:
Potem jeszcze tylko granica SLO-CRO i wczesnym popołudniem jesteśmy na miejscu po przejechaniu 900 km. Wita nas bardzo sympatyczny właściciel Dario i pokazuje apartman – wszystko jak w ofercie: kuchnia z jadalnią, duża łazienka i sypialnia, a od strony morza balkon z „widokiem panoramicznym” (tak kwatera jest kwalifikowana na stronie internetowej). Rzeczywiście widok super … sami zobaczcie:
po lewej Rabac (na tym ujęciu niewidoczny) i Ucka, na wprost Rijeka (słabo widoczna) a dalej w prawo wyspa Cres. Pod balkonem zieleń lasu, morze i plaża, na którą wyruszamy po zainstalowaniu się w „apartmanie”. Są dwie możliwości dojścia do plaży, dzisiaj wybieramy dojście z prawej strony – po drodze dowiadujemy się, że na plaży trzeba uważać na jakiś olej. Okazuje się, że północna część plaży została zanieczyszczona olejem i jakimiś odpadami, ale południowa była czysta więc zdecydowałem się na krótką kąpiel, żeby nie wracać w zupełnej ciemności. W wodzie coś zauważyłem – była to meduza, ale raczej nieżywa (chyba, że tylko udawała). Nie miałem przy sobie aparatu tylko telefon i zdjęcie nie jest najlepsze, ale widać na nim, że to morskie stworzenie miało spore rozmiary i ważyło kilka kilogramów, tak oceniłem podnosząc ją z wody na znalezionej na brzegu desce:
cdn