Szanowni Czytelnicy! W dzisiejszej audycji chciałbym opowiedzieć Wam swoją historię. Nie będzie to historia specjalnie ekscytująca. Ba! Będzie nudna jak flaki z olejem, bo dla mnie i mojej rodziny wakacje, to raczej okres, sennego zblazowania, „plażingu”, „wegetacji” i „leniwej filtracji”, niźli „zwiedzania Dubrownika w 40 stopniowym upale w ciągu 15 minut, celem wrzucenia fotek na fejsika”.
Z tegoż samego powodu ze świecą szukać u mnie kronikarskiej, aptekarskiej dokładności – znanej z niektórych (bardzo zacnych i ciekawych zresztą) relacji - w stylu „w środę wstałem o godzinie 6:21, następnie wypiłem kawę o godzinie 6:29, wpłynęło to pozytywnie na motorykę mojego jelita grubego, więc o godzinie 6:31 udałem się do łazienki, w celu dokonania porannej defekacji”.
Zabraknie tu również pełnych dramaturgii opisów otwartych złamań kości, zwichnięć członka, a nawet najzwyklejszego w świecie kokluszu czy choćby krztuśca. Mało tego, podczas jazdy do Chorwacji w aucie nie zatarł się silnik, nie zepsuł się gaźnik, ani nawet nie złapałem po drodze gumy. A do tego, auto było francuskie! Beznadzieja, normalnie. Jak żyć, Panie Premierze?
Teraz, gdy straciłem już 99% Czytelników, czas w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie, po co ja właściwie piszę te słowa i o czym będzie można tutaj przeczytać.
Jak wielu z Was, przed każdą wyprawą do Chorwacji (a była to wyprawa nr 4) bardzo dokładnie studiuję forum cro.pl, często wymieniam prywatne mejle z forumowiczami, zbierając cenne informację dotyczące miejsc, do których mam zamiar się udać. Mam wrażenie, że czerpie z tej ogromnej bazy doświadczeń, niewiele dając od siebie. Po każdym powrocie, obiecuję sobie, że specjalnie dla społeczności forum napiszę z mojej podróży jakąś relację. Niestety, nie jest to takie proste. Wraca człowiek z wakacji w sam wir pracy, a dodatkowo, wraz z upływającym czasem zaciera się nieco dokładność i przenikliwość wspomnień.
Tym razem do relacji siadam więc „na świeżo”, dwa dni po powrocie, mając nadzieję, że jak już zacznę pisać publicznie, to głupio mi będzie się później z tego wycofać. No chyba, że nikt nie będzie chciał tego czytać, czego też nie wykluczam. Cóż, przynajmniej będę wówczas rozgrzeszony.
Jest jeszcze drugi czynnik. Przed każdym wojażem staram się przeczytać wszystkie relacje dostępne na forum z wybranych miejsc docelowych, aby ewentualnie zweryfikować swój wybór. Przyznam, że w tym roku lektura owych relacji i postów, wzbudziła we mnie wyjątkowo ambiwalentne uczucia. Już tłumaczę dlaczego. Nasze dwutygodniowe wakacje tradycyjnie podzieliłem na dwa etapy, tydzień w jednym miejscu, tydzień w drugim. Wybór padł na Drasnice i Trogir.
Odniosłem wrażenie, że Drasnice nie sa najbardziej lubianym miejscem wśród cromaniaków. Czytałem, że to mega zadupie (to akurat dla mnie plus), że jakoś tam "łyso i bezdrzewnie", nieciekawie, sennie, że nie ma klimatu, że miasteczko co roku przeżywa oblężenie gigantycznych, zmutowanych cykad, wielkości głowek kapusty, które można spotkać nawet otwierając lodówkę! Że na całej riwierze Makarskiej nie ma gorszego miejsca. Znalazłem informację, że nasze mieszkanie położone jest zaraz obok cmentarza, z którego to nocą wychodzą zombie, a gdy wszyscy śpią, wypijają one cichaczem z butelek całą zawartość rumu w pobliskich apartamentach (a to przecież jeden z moich ulubionych trunków).
Jeszcze gorzej było z drugą miejscówką! Sam Trogir polecano, ale na Ciovo – na której mieliśmy mieszkać wylano na forum niesamowite hektolitry pomyj! Mówiono, że wyspa jest tak zakorkowana, że rząd Chorwacji rozważa zrzucanie z samolotów 25 ton Stoperanu w proszku, aby ją odkorkować. Że nad wyspą latają chmury komarów wielkości kalarep, które każdej nocy z każdego Polaka wypijają po dwa litry krwi, a podczas pełni księżyca trzy litry. Czytałem, a może po tych wszystkich przeczytanych postach, mi się to śniło, że stocznia przy Trogirze pompuje do morza rdzawą wodę, a straszliwe odgłosy dochodzące z jej trzewii powodują, że korniki uciekają z mebli klnąc po węgiersku. Mówiono, że wyspa jest tak szpetna, że „kto pojechał na Ciovo, ten przegrał życie”, że morze jest tak brudne, że na jego dnie można spotkać pełen asortyment sprzętu AGD i RTV, a uliczki na Ciovo sa tak wąskie, że koniecznie należy zabrać ze sobą dwie pary dodatkowych lusterek, puszkę lakieru samochodowego w kolorze swojego auta i pędzel ze świńskiej szczeciny 613 F do lakierniczych wyprawek. Warto też zabrać zapasowe drzwi i błotniki.
Nic dziwnego, że po takiej dawce informacji, budziłem się w nocy zlany potem, krzycząc, że ja chcę nad Bałtyk i że tamtejsza krioterapia na plaży mi nie straszna.
Rozumiecie zatem teraz – mam nadzieję - moje intencję. Relację postanowiłem popełnić również dlatego, aby potwierdzić lub obalić, to wszystko, co słyszałem i o czym napisałem powyżej.
Koniec odcinka pierwszego. Ciąg dalszy (chyba) nastąpi. Termin nieznany. Jeszcze tylko kilka „zajawkowych” zdjęć.