1 sierpnia rozpocząłem urlop. Krótkie przygotowania. Pakowanie samochodu. Ustalenie trasy w GPS-ie i budzik nastawiony na 4 rano.
O 3.00 obudziłem się, żona również. Cóż - decyzja - wstajemy. Nie ma sensu leżeć i gnić w łóżku. Za pół godziny pakujemy się całą trójką do auta. Misiek jest tak podekscytowany, że przez kilka pierwszych godzin jazdy nie może zasnąć. Później trafia jednak w objęcia Morfeusza.
Droga przez Polskę, zadziwiająco, przebiegła bez zakłóceń. Potem Czechy, na Schellu winiety czeskie i austriackie oraz bonus dla Miśka w postaci ciężarówki Lego. I dalej w drogę.
Jazda nie jest ciekawym tematem do opisywania, więc skwapliwie ją pomijam.
Wiecie już z wcześniejszego postu Agnieszki, że po drodze zrobiliśmy sobie przystanek w Grazu. To nasze standardowe miejsce noclegowe od 2007 roku. Zdradziliśmy je raz tylko w ubiegłym roku na rzecz Budapesztu. Oekotel to sieć fajnych hotelików tranzytowych, o których w tym miejscu nie trzeba się rozpisywać.
Noc w hotelu, śniadanie i jazda nad Jadran. Oczywiście w Słowenii ominęliśmy autostradę jadąc przez Mureck i Ptuj, a potem już tylko dotarcie do przejścia granicznego z Chorwacją. Zbyt dużego korka nie było więc spokojnie doturlaliśmy się do chorwackiej autocesty. A tam ....... .
Sajgon, korek za korkiem, dość tego, że z trasy, którą powinniśmy pokonać w 7 godzin, jechaliśmy prawie 12.
Nic to, umęczeni drogą dotarliśmy do Drašnic. Krótkie poszukiwanie adresu, kontakt z gospodarzem obiektu
i już wypakowujemy się. Nareszcie.
Zmęczeni, ale szczęśliwi, że dojechaliśmy cali i zdrowi, idziemy na plażę. To pierwszy w tym roku oddech morskim powietrzem. Super, nareszcie. Teraz dwa tygodnie wakacji.
W tym miejscu usprawiedliwię się przed Wami, zdjęcia oczywiście będą - już je wybrałem.