a to ja napisał(a):e.zetka napisał(a):Ale to nie jest cykada
Dokładnie
... co nie zmienia faktu iż cykanie cykad dało się we znaki Jednej z Żon
Cykada
Paris, Juillet 94
tłumaczenie : 04/10/2004
,,Był koniec lipca. Nie było czym oddychać. Grunt paryski mścił się na mieszkańcach za masy betonu, asfaltu i spalin, którymi dławiono go od lat.
Skończyli kochać się i leżeli przytuleni, na boku, jak dwie łyżeczki.
Po stronie na którą wychodziło ich okno, była to godzina miłego wyciszenia. W małym ogrodzie, który oddzielał wieżowiec od muru i drzew cmentarza Père-Lachaise nie było już dzieci. Odgłosy garnków i telewizorów informowały jednoznacznie, że sąsiedzi mieli w tej chwili ciekawsze zajęcia, niż nadzorowanie potomostwa maltretującego krzewy.
- Jeśli prześladowały Was dzisiaj bóle głowy, alergie, napady zmęczenia lub palpitacje, nie niepokójcie się nimi zbytnio... - pocieszał rzeźki głos prezentatorki jakiegoś dziennika telewizyjnego. - Wasze dolegliwości były prawdopodobnie konsekwencją zanieczyszczenia powietrza w stolicy, które, tego popołudnia, pobiło rekord sezonu. Paryskie służby meteorologiczne ogłosiły alarm zanieczyszczenia drugiego stopnia. Panie dyrektorze, co konkretnie kryje się pod alarmem drugiego stopnia ?
- Cóż, mowiąc zwieźle, znaczy to, że w powietrzu jest za dużo ozonu, a za mało tlenu...
- Na Boga, ścisz tę telewizję ! Ogłuchłeś, czy co ? Kolacja jest na stole. Chodź !
Obrugany zareagował posłusznie, oszczędzając sąsiedztwu ciągu dalszego odkrywczej informacji dziennikowej.
- Znów porobiłam sobie ślady, zobacz...
Kobieta pokazała mężczyznie ramię, które przygryzła parę minut wcześniej.
Pocałował je.
W tym samym momencie cykada rozpoczęła swój koncert.
W umęczonym upałem mieście, brzmiał on tak nierealnie, że mężczyzna zamarł, jak gdyby jego nieopatrzny gest w mieszkaniu na dziewiątym piętrze mógł spłoszyć solistę w ogrodzie.
- Słyszysz go ? - szepnął.
- Tak...
- Niewiarygodne ! Jaki cudowny prezent !... Wystarczy zamknąć oczy i czujesz się na południu, nad morzem !
Kobieta przytuliła się do mężczyzny, rozmarzona.
- Nie pierwszy raz ją słyszę...
- Naprawdę ? Jak to możliwe ?
- Koncertowała już dwa dni temu. Miałeś słuchawki na uszach, nie mogłeś jej słyszeć.
Po czym dorzucila.
- Dobrze, że pianista z siódmego jest nieobecny !
- Dlaczego ?
- Często ćwiczy o tej godzinie.
- Ah...
Za plecami budynku, po bulwarze, przejechał skuter, częstując wszyskich wyciem podrasowanego tłumika. Cykada zamilkła.
- Co za gnój...
Kobieta odwróciła się do mężczyzny.
- A gdybyśmy naprawdę urwali się nad morze ? Chociaż na parę dni !
Mężczyzna westchnął.
- Wiesz, że jestem spłukany...
Cykada podjęła przerwany koncert. Zamilkli i słuchali.
- Możnaby powiedzieć, że śpiewa ku chwale życia !
- Cykada masochistka, albo cykada misjonarka...
- Zatem misjonarka.
- Słusznie, tak lepiej.
Koncert urwał się nagle. Niepokojąca cisza, po czym piskliwy głos dziecięcy.
- Mam ja, mamo ! Mam ja !
- Co masz, kochanie ? - zabrzmiało z któregoś okna.
- Cykadę ! Złapalem ją ! Złapalem ją ! - wydzierało się dziecko, podniecone.
- To dobrze, kochanie ! Jesteś bardzo zgrabny ! Ale teraz chodź do domu ! Kolacja jest gotowa !
Mężczyzna wyskoczył z łóżka.
- Ah, nie ! Nie zgadzam się !
Zbliżył się do okna, aby przywołać dziecko do porządku, ale ktoś go wyprzedził.
- Ej, ty tam ! Dlaczego ją złapałeś ?
Mężczyzna wychylił się przez okno. Tym, który interweniował był sąsiad z dołu.
Dziecko, piąstka zaciśnięta, zatrzymało się nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Nie lubisz, kiedy śpiewa ? - kontynułowal sąsiad.
- Lubię... - odpowiedział mały bez przekonania.
- Jeśli lubisz, to po co ją złapałeś ? Przecież w twojej ręce nie bedzie śpiewała !
- Będzie !
- Zapewniam Cię, że nie !
- Włoze ją do słoika, z dziurkami. Będzie śpiewała.
- Nie, nie będzie śpiewała ! A ponadto, my również lubimy jej słuchać ! Dlaczego chcesz ją zachować tylko dla siebie ?
Mały spuścił głowę.
- Dlatego, że jest moja. To ja ją złapałem.
- A gdybym ja cię złapał, byłbyś mój ?
Mały zawahał się.
- Nie...
- No widzisz ? Powinieneś uwolnić ją...
Mały pozostawał zmieszany, ze spuszczoną głową.
- Proszę nie opowiadać głupot mojemu dziecku ! - wtrącila się matka. - Jean-Luc ! Co jeszcze robisz na dole ? Nie kazałam Ci wrócić do domu ?!
- Alez, droga pani ! - trzeci głos, męski, włączył się w rozmowę. - Nie potrzebuje pani tej cykady do kolacji ! Niech pani powie dziecku, żeby wypuściło ją !
- Pan niech się lepiej nie wtrąca ! Zatruwa pan ludziom życie swoimi gamami i nikt panu nic nie mówi !
- To nie sa gamy, droga pani ! To etiudy Chopina !
- Co było to nie było, zatruwa nam pan życie !
Czwarty głos włączył się do konfrencji. Był to ojciec dziecka.
- Wywal mi to świństwo - nakazał synowi. - I natychmiast wracaj do domu !
- Nie zamierzasz chyba stawać po stronie prześladowców twojego syna, i to przeciwko mnie ! - oburzyła się matka.
- Nie marudź ! - rozstrzygnął Ojciec, po czym dorzucił w stronę dziecka. - Zwijaj się ! Nie powtórze tego drugi raz, zrozumialeś ?!
Mały zaczął pociągać nosem.
- Ale ona jest moja ! Złapałem ją !
Kolejni sądziedzi pojawili się w oknach. Jedni bronili dziecka, drudzy cykady.
Nagle, wszystkie głosy ucichły. Kobieta w szlafroku pojawiła się w ogrodzie. Uznawano Ją za wariatke wieżowca.
Przykucnęła przed dzieckiem.
- Spójrz, przyniosłam Ci muszlę. Nie chciałbys zamienić cykady na muszlę ?
- Nie. Cykada jest moja.
- Udusisz ją w dłoni !
- Niech mu pani da po głowie i będzie spokój ! - wtrącil się nowy głos, pijacko zachrypnięty.
Mały schował obronnie rękę za plecami. Kobieta w szlafroku kontynuowała cierpliwie.
- Nie chcesz mojej muszli ? Spójrz, jaka jest ładna ! I też śpiewa, wiesz ?! Wystarczy przyłożyć ją do ucha ! Chcesz spróbować ?
W tej samej chwili do ogrodu wtoczyła się zdecydowanie inna sylwetka. Dziecko cofnęło się przestraszone, rozpoznając ojca.
Był to mężczyna pokaźny, w białym, przepoconym podkoszulku i w spodniach z szelkami. Wyminął bez słowa Kobietę w szlafroku i wymierzył solidny policzek dziecku.
- Uprzedziłem Cię !
Mały zaczął ryczeć i osłonił głowę rękami.
- Ależ tak nie można... - rozprostowala sie Kobieta w szlafroku, oburzona.
Ojciec zignorował ją.
- Pokaż ręce !
Mały wyciągnął posłusznie ręce przed siebie. Były już puste.
- Zasuwaj do domu ! I szybko !
Nie czekając na reakcję, chwycił go za ucho i pociągnął ze sobą.
Kobieta w szlafroku, wyciagnęła muszle w stronę dziecka, próbując dotrzymać obietnicy.
- Proszę pana ! Muszla małego !
Ojciec nie odwrócił się nawet. Popchnął syna do klatki schodowej i zatrzasnął drzwi.
Matka dziecka, oczy we łzach, rzuciła do wszystkich :
- Możecie być z siebie zadowoleni ! Dziękuję Wam w imieniu syna !
Kobieta w szlafroku podniosła powoli głowe ku niebu, wsunęła muszle do kieszeni i, bez słowa, zaczęła przeszukiwać trawę.
- I co ? - niecierpliwił się pianista. - Co z nią ?
Cisza.
- Straciła nogę... - poinformowała smutnie.
- I co ? - nalegał pianista.
- Mówię, że straciła nogę... - powtórzyła głośniej Kobieta w szlafroku. - Możecie wrócić do Colombo ! Już nie będzie koncertowała ! Upodobniła się do nas wszystkich...
***
- Nie stój w oknie - powiedziała kobieta podnosząc się nieco i opierając na łokciach. - Jesteś goły...
Mężczyzna odwrócił się do Niej.
- Myśle, że masz rację. Powinniśmy wyjechać.''