Wtorek.
Ostatni rzut oka na plac Marques de Pombal, jedziemy po auto.
Różnica w cenie miedzy odbiorem z miasta a lotniskiem to około 30€, a dojazd metrem nie jest jakoś bardzo uciążliwy. Idziemy więc do Goldcara, gdzie rezerwowaliśmy przez portal Holiday Autos. Za auto czterodrzwiowe w klasie ekonomicznej, czyli nie najmniejsze, za 12 dni z rozszerzonym ubezpieczeniem zapłaciliśmy 193€. Dostaliśmy Citroena C3 z przebiegiem 4200km. W kolejce do wypożyczalni spędziliśmy godzinę; jak wracaliśmy ogonki były jeszcze dłuższe. Na szczęście zwrot odbywa się błyskawicznie i bez ceregieli. Tak szybko, że Pan musiał nas zatrzymać żebyśmy kluczyki także oddali
Teraz kwestia autostrad, której nie byłam w stanie rozgryźć przed wyjazdem. Przedstawiam więc doświadczenia własne. Generalnie paliwo i autostrady są dość drogie. Cennik ze stacji koło lotniska w Faro.
Część autostrad nie ma bramek, na których można uiścić opłatę gotówką lub kartą. Obowiązuje tam elektroniczny pobór opłat i trzeba mieć elektroniczne „urządzenie pokładowe” do rejestracji przejazdów. Jak już się ten gadżet ma, płacenie jest wygodne, nie trzeba tracić czasu na bramki i ciągle supłać eurasków.
Rzecz w tym, że przed wjazdem na autostradę nie ma żadnej informacji jak będzie można zapłacić. Nie miałam wcześniej wiedzy (mapki), które odcinki są płatne tylko elektronicznie. Takie tablice pokazujące sposób i wysokość opłaty stoją już na danym odcinku.
W wypożyczalni chcieli nam udostępnić to urządzenie, oczywiście odpłatnie. Facet odpuścił i sam sobie wytłumaczył, że starsza para będzie jeździła tylko po Lizbonie. Zdziwił by się pewnie widząc dodatkowe 3200 na liczniku.
Ja zaś miałam przygotowaną informację, że na stacjach benzynowych takich jak Galp i Repsol można kupić kartę zdrapkę o nominale 5-10-20 lub 40€ i wysyłać sms-y na podany numer (kod z karty i nr auta) i to wydawało mi się rozsądnym rozwiązaniem dla turysty. Tym bardziej, że wtedy zakładałam jeszcze, że drogami płatnymi raczej mało będziemy się poruszać, bo przecież więcej zobaczymy dalej od autostrad.
Z lotniska obraliśmy kierunek Cascais i postanowiliśmy przetestować autostradę. Przez około 5km od tablicy oznaczającej autostradę nie było żadnej bramki ani informacji. Pojawił się na szczęście pierwszy Galp. Pruję więc śmiało do kasy i machając dwudziestką proszę o TOLL Card. Czarna pani szczerzy białe zęby i wzrusza ramionami, nie ma takich kart. Na szczęście zaskoczyła, że chodzi o opłatę za autostradę i woła drugą panią, która pokazuje nam drogę za stacją z zieloną strzałką Via Verde.
Podjeżdżamy do budynku, znowu pytam ciecia o TOLL Card; kiwa głową, trzeba tylko pobrać numerek. Jesteśmy na dobrej dziesiątej pozycji. Uprzejma pani wyjaśnia, że taką kartę to możemy kupić tylko na poczcie, a u niej można pobrać urządzenie elektroniczne do naklejenia na szybie, co wiąże się z blokadą 30€ na karcie. W tej sytuacji powrót do miasta i szukanie poczty to jakaś masakra, decydujemy się na ten gadżet. Mamy więc na szybie dwa dzyndzelki- jeden nieaktywny należący do Goldcara i drugi swój. Chyba za kilometr bramki jednak były, ale my już mogliśmy śmigać lewym pasem tylko trochę zwalniając. W ciągu następnych dni wiele razy przemierzaliśmy odcinki płatne tylko elektronicznie, więc cała operacja miała sens.
I jeszcze o tym dlaczego zrezygnowaliśmy z dróg lokalnych. Nawet autostrady w Portugalii są strome i kręte, tuneli jest mało, jechaliśmy tylko raz takim konkretnym z 10km. Częstym widokiem są natomiast żwirowe rękawy do hamowania pod górkę, jak w Alpach. Natomiast pozostałe drogi to slalom od jednego do drugiego skrzyżowania okrężnego, liczne zabudowania i ograniczenia prędkości oraz miejscowi, którym rzadko się spieszy. Do tego wioski portugalskie urodą nie grzeszą i wcale nie przyciągają z daleka wzroku. Na taką jazdę trzeba mieć miesiąc wolnego i jeszcze więcej cierpliwości. Nie chcąc urlopu spędzić w samochodzie postanowiliśmy, że tam gdzie tylko można będziemy korzystać z autostrad. Po podliczeniu wyszło 550,23 zł., czyli niemało. Ceny poszczególnych odcinków są dostępne w internecie, np. Lizbona- Porto ok. 22€. Pieniądze schodziły z karty z kilkudniowym poślizgiem. Po tygodniu pobytu zdziwiliśmy się trochę- na karcie odblokowano te 30€ a także zastaw pobrany za samochód, mieliśmy czyste konto.
Od razu powiem o zwrocie urządzenia. Mieliśmy nadzieję, że jadąc z Lagos trafimy gdzieś na podobny punkt i sprawę załatwimy bez konieczności robienia dodatkowych kilometrów. Jednak tak się nie stało, musieliśmy dojechać w to samo miejsce. Nad zarejestrowaniem zwrotu pracowało 4 osoby, 3 dziewczyny nie dały rady i zawołały faceta. Po kilkunastu minutach wydrukowali dokument potwierdzający i z radością poinformowali mnie, że blokada 30€ zostanie zdjęta. Po 5 dniach przelali mi na kartę równowartość 29,5€. Nie będę dociekliwa i nie będę pytała za co