Odcinek 4 – Maskonury, czyli jeden z islandzkich symboliNa kolejny dzień pobytu planowaliśmy przejazd przez Fiordy Zachodnie. Jest to poprzecinany szkierami półwysep, który z resztą Islandii łączy kilka wąskich dróg i okazjonalne połączenia promowe. Turyści docierają tu nieliczni, miejscowych mieszkańców też jest zresztą jak na lekarstwo - żyje tu zaledwie 2,5 proc. Islandczyków, czyli około siedmiu i pół tysiąca osób. To właśnie miejsce chcieliśmy poznać…
Ranek przywitał nas ładną pogodą. Wszystkim dobrze się spało…Wypoczęci mogliśmy ruszyć w dalszą drogę po bezdrożach Islandii
.
Fiordy Zachodnie to kraina „rombanek”, czyli szutrów. To jeden z powodów, dla których turyści rzadko się tutaj wybierają. Nie każdy lubi spędzać godziny na „trzęsawkach”. Baza też jest skromniejsza, mniej miasteczek, stacji benzynowych, a odległości spore…a jednak, TUTAJ przyjechać warto! Przepiękne fiordy, kolor wody jak w Adriatyku, góry częściowo ośnieżone schodzące do wody…Wrażenie, jakbyśmy byli w Chorwacji, a nie na dalekiej północy
. Co chwila robiliśmy przerwę na fotki, bo krajobrazy nas zachwycały
.
Naszym głównym celem w Fiordach Zachodnich był Látrabjarg – najdalej położony na zachód punkt w Europie. Dojazd do niego był niemal jak offroad
. Dobrych kilkanaście kilometrów pierwszorzędną „rombanką” oznaczoną nr 612. Hardkorowo…na szczęście nasza Vitara i Paweł świetnie dawali sobie radę na tych bezdrożach.
W drodze na Látrabjarg:
Ostrzeżenie przed „rombanką”
Gdzieś po drodze Gabi nagle wyrywa się z krzykiem „fooookaaa”...Gabi ujrzała ją odpoczywającą i opalającą się na kamieniu
. Nie był fok w Ytri Tunga, znalazła się jedna nieco dalej...nasza pierwsza foka w naturalnym środowisku
.
Foka
Látrabjarg to ponad 14 kilometrowy klif z urwistymi ścianami opadającymi do morza nawet z wysokości 440 metrów. Imponujące miejsce…bez żadnych sztucznych zabezpieczeń. Ani jednej barierki. Przy braku zachowania uwagi można polecieć...
Klify
Miejsce znane jest także z występowania jednego z symboli Islandii – maskonura - ptaka z rodziny alk. Zamieszkuje on wyspy oraz wybrzeża północnego i środkowego Atlantyku. Jego sympatyczny i zabawny wygląd zewnętrzny z zaokrągloną dużą głową i krótkimi czerwonymi nogami, sprawił, że nazwa łacińska maskonura określa go jako "braciszka arktycznego". Maskonur - uważany jest przez ludy północne za pośmiertną postać marynarzy i rybaków, którzy zginęli na morzu. Islandczycy polują na maskonury i trafiają one na ich stoły. My chyba nigdy nie skusilibyśmy się na potrawę z tego ptaszka. Ale, co kraj, to obyczaj…
Látrabjarg to także miejsce, które maskonur wybiera na swoje gody. Wybór miejsca okazuje się zresztą zrozumiały: na latrabjarskim cyplu, w podmuchach lodowatego szkwału, uderzającego od Grenlandii, nie ma ochoty rezydować na dłużej piesiec, co pozwala maskonurom wyprowadzać bez obaw młode na ich pierwsze przechadzki i przeloty.
Na Látrabjarg było ich dużo
. Przesympatyczne ptaszki. Przed obiektywem aparatu maskonury zachowują się bardzo naturalnie; na zwisające u góry urwiska posiniałe twarze i palce wskazujące, naciskające na spust migawki, w ogóle nie zwracają uwagi, nauczone doświadczeniem: ludzie, podobnie jak pieśce, zaglądają tu dość rzadko i niechętnie. Co za rozwaga!
Maskonury:
„Polowanie”
Spędziliśmy sporo czasu wędrując po klifie i rozglądając się za ptakami. Ciekawe miejsce godne polecenia w czasie wyprawy do Islandii. No i te maskonury. W końcu trzeba zobaczyć symbol kraju
. Nam się udało…Tak, naprawdę, to ptaki mogą sprawić, że nie zwróci się uwagi na te imponujące klify.
Po Látrabjarg czekała nas dalej jazda bezdrożami…ale, wcale nam to nie przeszkadzało. To nic, że się kurzyło, to nic, że wytrzęsło nas. Najważniejsze były widoki…a to kolejny błękitny fiord, a to jakiś wodospad, którego nazwy nie mieliśmy na mapie, a to góry, a to pasące się przy drodze owieczki…
W drodze na nocleg:
Islandzka „rombanka”
Z mini-serii wodospady:
Pod wieczór – wiem, w czerwcu w Islandii, brzmi to niemal jak żart, dojechaliśmy pod imponujący wodospad Dynjadifoss (zwany też jako Fjallfoss).
Wysoki na 100 metrów (4-ty co do wielkości na Islandii) Dynjadifoss charakteryzuje się szeroką, schodkową kaskadą, poniżej której znajduje się wiele małych wodospadów. W sumie jest ich 8…Można podejść pod wszystkie. Dynjadifoss zrobił na nas największe wrażenie. Inny niż widziany wcześniej Gullfoss…
Dynjadifoss:
W lewym rogu jest Wiola...to pokazuje skalę wielkości wodospadu
Pod wodospadami znajduje się bezpłatne pole kempingowe. Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszego miejsca na nocleg. Co prawda, planowaliśmy dojechać trochę dalej, ale pod Dynjadifoss mieliśmy „wszystko” (czyt. dostęp do wody, sanitariaty). Oczywiście, postanowiliśmy zostać…
Nasz obóz pod Dynjadifoss
Na kolację otworzyliśmy zakupione puszki ze „Świnki”. Tym razem padło na coś rybnego. I faktycznie, to było „coś”, co trudno do czegokolwiek porównać. Jakaś biała masa. Wrzuciliśmy ją do garnka wyczekując, co z tego wyjdzie. Ale, jedynie podziubaliśmy to, bo trudno powiedzieć, że smakowało nam. Spróbowane wcześniej pulpety miały zdecydowanie lepszy smak
.
Rybny „przysmak”
PS Ita, mamy nadzieję, że tym razem ilość zdjęć jest zadowalająca
. Pozdrawiamy serdecznie
.