Odcinek nr 3 – SnæfellsnesTym razem dobrze się wyspaliśmy. Nikt nie zmarzł. Pierwsza noc chyba trochę nas zahartowała
. Fok nie stwierdziliśmy, ale na Ytri Tunga było sporo ptactwa, w tym liczne rodziny edredonów. Poranek był jak poprzedni – pochmurny z obawami, że może nawet padać. Widoków praktycznie nie było…
Poranne, mgliste klimaty
Trochę zawiedzeni opuszczaliśmy Ytri Tungę. Chyba foki znały nasz plan i postanowiły się schować przed nami
.
Chcieliśmy przejechać cały Snæfellsnes – półwysep na zachodnich krańcach wyspy. Zwany bywa Islandią w miniaturze. Mieliśmy kilka miejscówek do odwiedzenia. Pierwsza była spoza naszej listy – zobaczyliśmy znak przy drodze z „atrakcją” i postanowiliśmy zobaczyć, co to
.
Był to wąwóz Rauðfeldar. Patrząc na skalistą ścianę, to trudno było wypatrzyć wejście. Takowe jest, a sam wąwóz bardzo wąski. Z tablicy informacyjnej wyczytać się dało, że im dalej tym, bardziej wąsko. Głęboko jednak nie weszliśmy. Przez wąwóz płynie potok…Było zbyt duże ryzyko, że szybko by nas tam kompletnie przemoczyło.
Wąwóz Rauðfeldar
Z wąwozu dojechaliśmy do Búðir – niewielkiej osady, w której znajduje się mały, uroczy kościółek z początków XIX wieku. Niestety, świątynia była zamknięta. Można było co nieco zobaczyć przez okna…Okolica Búðir otoczona jest polem lawowym Budahraun. Krajobraz iście księżycowy…
Búðir:
Po opuszczeniu Búðir, kierując się znakiem na Snæfellsjökull ruszyliśmy ostro w górę. Dla naszego auta był to pierwszy kontakt z szutrem. Ale, widoków nadal nie mieliśmy praktycznie żadnych
. Dojechaliśmy do tablicy informacyjnej Sönghellir „Śpiewająca jaskinia”. Weszliśmy do niej (nie jest głęboka). Fantastyczny efekt echo, świetna akustyka
. Można się trochę powydzierać…Wg legend jaskinia była jednym z miejsc, gdzie chronił się Bárdur Snaefellsás - w połowie troll, w połowie człowiek i magik. Od jego nazwiska wzięła się nazwa zarówno lodowca i całego półwyspu.
Następnym przystankiem na trasie było Arnarstapi z ciekawym klifowym wybrzeżem. Arnarstapi położone jest u podłoża „trójkątnej” góry – Stapafell. Jest to mała rybacka wioska. Jedną z większych atrakcji jest Gatklettur – łuk i nawet nie sądziliśmy, że będzie taki imponujący
. Zrobił na nas spore wrażenie…
Arnarstapi:
Stapafell
Gatlekur
Z czasem poprawiła się pogoda. Zniknęły chmury. Dopiero wtedy ujrzeliśmy piękno otaczającej nas przyrody. Pokazał się wulkan pokryty lodowcem - Snæfellsjökull (1446m). Znany jest dzięki francuskiemu pisarzowi Juliuszowi Verne'owi, który umieścił w nim miejsce akcji swojej książki „Podróż do wnętrza Ziemi”. Wokół wulkanu rząd islandzki utworzył park narodowy Snæfellsjökull. Długo się nie namyślając, zdecydowaliśmy wrócić na tą górską drogę do „Śpiewającej jaskini”. Warto było – przepyszne widoki. A to biel lodowca, a to Stapafell, a to błękit morza. Bajkowo…
Drogą dojechaliśmy do podnóża lodowca. Stało kilka zaparkowanych aut. Część osób, w tym ekipa polsko – czeska wybierała się na lodowiec. Z Polakiem zamieniliśmy kilka zdań. Wspominał, że w tym roku zima na wyspie była wyjątkowo długa. Życzyliśmy im powodzenia w wejściu na lodowiec…Tym razem, górskie wędrówki nie były naszym celem. Nie mieliśmy sprzętu...
W drodze na lodowiec i na lodowcu:
Widok na Stapafell
Drogą przez lodowiec można dojechać do Olafsvik. Ale, właśnie z powodu przedłużającej się zimy, jej dalszy odcinek był zamknięty. Zjechaliśmy do Hellnar i pojechaliśmy dalej w kierunku bazaltowych klifów Londrangar. Robią wrażenie…
Hellnar:
W tle góra Stapafell
Londrangar:
Zresztą, to Islandia, tam niemal każdy widok robi wrażenie. Nie da się ujechać za daleko bez przerwy na cykanie fotek
. A to jakiś wodospad, a to górka, kościół, a to inne skałki, rzeczka o niesamowitej barwie...
Widoki z okna samochodu:
Lodowiec Snæfellsjökull towarzyszył nam przez cały dzień:
Następny dłuższy przystanek zrobiliśmy przy Kirkjufell koło miejscowości Grundarfjörður. Kirkjufell (463m) – można przetłumaczyć jako Kościelna Góra. Kształtem przypomina świątynię. Jest jedną z najbardziej fotogenicznych gór na wyspie
.
Kirkufjell:
Kirkufjell z lotu ptaka – zdjęcie z
www.hostel.isMiasteczko Grundarfjörður w zatoce Breiðafjörður
Nad morzem
Podziwiając takie widoki powoli rozglądaliśmy się za kolejnym miejscem do noclegu.:
Jeden z wielu wodospadów – pewnie nawet nie ma swojej nazwy
, a gabarytowo większy niż nasze „siklawy”
.
„Zakorkowana” droga
Miejsce noclegowe udało się nam trafić w ciekawej lokalizacji. Blisko rzeczki. Co prawda, przy drodze nr 60, ale z minimalnym ruchem na niej. Trochę posiedzieliśmy wieczorem i "w nocy". Obserwowaliśmy islandzką noc…wypatrzyłem też lisa polarnego (piesiec). To jeden z „rodowitych” mieszkańców wyspy z gatunku ssaków. Niestety, tak zabierałem się za zrobienie zdjęcia, że zdjęcie zrobiłem, ale lisa już na nim nie było…
Pole namiotowe
Snæfellsnes bardzo się nam spodobał, zwłaszcza gdy zrobiła się pogoda. Przepiękne widoki. W tle przez cały czas mieliśmy lodowiec. I może faktycznie, określenie „Islandia w miniaturze” jest w tym przypadku jak najbardziej trafne
.
PS Jacek, niestety, majonezu nie dali J. Sami nie śmieliśmy o niego prosić
. O tak, oglądając islandzkie atrakcje w internecie, człowiek, dopóki tego nie zobaczy, nie zdaje sobie sprawy, jakie są one imponujące
. Pozdrawiamy!
PS Ita, z tą „szczęką” myślałem, że celowy zabieg
. Pozdrav
.