napisał(a) ADAMOS II » 19.11.2013 12:38
Lotnisko w Lipsku....ano dlatego,że mam bliżej niż do Krakowa ,czy Warszawy..
Przed nami 9 godzin lotu... jakoś damy radę (bez dyma z papierosa
)
Lecimy razem z czeską drużyną koszykówki...bractwo ponad 2metrowe w ciasnym samolociku przeżywa koszmar...kto leciał-ten wie..
Dostaliśmy fajne miejsca,gdzie można swobodnie kopytki wyciągąć,ale jak patrzyłem na tych drągali to mi się żal zrobiło...bidoki stali po prostu...no bo ile można siedzieć "w kucki"
Po naradzie zamieniamy się miejscami,przynajmniej z dziewczynami koszykarzy...one też mierzą ponad 2 metry...moja Maniunia to...króciak..a ja daję sobie radę...
Czechów wdzięczność...to dobra Whisky...ale nie o to chodzi...jest fajnie..
Po paru godzinach lotu w samolocie zrobiło się zimno ,jak w psiarni...
Załoga rozdaje kocyki ,jednocześnie informując,że można przebrać się w lżejsze ubranka, bo na lotnisku jest "tylko" 45 stopni ciepła
Po wyjściu z samolotu w mgnieniu oka stajemy się mokrzy....nie,nie...nie pada...ale wilgotność powietrza wynosi chyba ze 100%-dla europejczyków nie do wytrzymania..
Tak,tak ...ta stodoła to lotnisko miedzynarodowe Punt Cana (dla ułatwienia to ta ..w tle)
Fajnie mają...bo jak im tajfun dach zmiecie to w try miga nowych liści poukładają...