Na szczęście pomiędzy sięgającymi grubo powyżej kolan zaspami mamy również odcinki z wywianym zupełnie śniegiem.
Wkrótce nasze ślady się jednak rozdzielają, gdyż mój towarzysz podąża mniej więcej szlakiem, podczas gdy ja, wiedziony ciekawością, odbijam w kierunku krawędzi płaskowyżu.