napisał(a) Franz » 24.11.2016 00:46
Spore połacie skośnie ułożonych, potężnych szorstkich głazów, przetykanych trawkami - trzeba tylko uważać, bo trawki czasami maskują dosyć głębokie szczeliny pomiędzy głazami.
Kiedy docieram do małego, urokliwego oczka wodnego, urządzam sobie nad nim trzeci posiłek tego dnia, po czym ruszam dalej. Teren nie puszcza wprost w prawo w dolinę, więc staram się utrzymywać pewien skos w jej stronę. Nadal mam pod stopami skośne głazy - jednak tracą one swój szorstki charakter, kiedy pokrywa je cieniutka warstwa wilgoci, która nie wiadomo skąd się tutaj wzięła. Bardzo ostrożnie teraz stąpam, potem trzeba jeszcze pokonać niezbyt wysokie, ale wymagające urwisko i... trafiam na szlak, który gdzieś tam wyżej ode mnie uciekł. Szlak wygląda na mało uczęszczany, bo muszę się nieco przez gęste zarośla przedzierać, jednak zawsze gwarantuje on bezpieczny kierunek schodzenia. I wtedy... po prawej dostrzegam staw na dnie doliny.