Ścieżka obniża się skośnym trawersem, potem następuje kilka zakosów, aż docieram do ledwo zauważalnych rozstajów, gdzie nadgryzione zębem czasu, drewniane tabliczki wskazują: "Stia" na wprost oraz: "Banca" w tył. jest jeszcze trzecia, skierowana w dół, nieopisana - to musi być moja. Robi się bardzo stromo, ziemista ścieżka jest wilgotna i oślizła, muszę bardziej uważać, niż na odcinkach skalnych. Miejscami pojawia się lina asekuracyjna, trafia się metalowy bolec - skwapliwie korzystam z tych udogodnień. Docieram do kolejnych rozstajów z tak zamazanymi napisami, ze nie jestem ich w stanie odszyfrować, wybieram zatem na wyczucie lewy wariant. Wybór okazuje się słuszny, gdyż wkrótce przekraczam strumień i po chwili ląduje na szlaku, którym rano sunąłem w górę. A więc pętla zamknięta.
Przyglądam się temu miejscu przez chwilę, zastanawiając się, dlaczego rano w ogóle tego rozgałęzienia nie zauważyłem?... Cóż, teraz już tego nie rozstrzygnę. Ruszam w dół i w mig docieram do najwyżej położonych zabudowań Gares.