Szlak jest tu i ówdzie na kamieniach namalowany, ale częściej udaje się dostrzec kamienny kopczyk. Gdzie stalowa lina wyznacza kierunek, sprawa jest oczywista, w pozostałych miejscach, zwłaszcza tam, gdzie żadnej ścieżki nie widać, idę trochę na wyczucie. W pewnym momencie wszystko się gubi, posuwam się do przodu mocno skośnym, kamienistym terenem, aż łapię wzrokiem coś na kształt wydeptanej ścieżki kilkanaście metrów niżej. Ścinam ostrożnie skosem w tym kierunku i to się okazuje słuszną decyzją, jako że po chwili uśmiecha się do mnie czerwona kropka wystającym z podłoża, większym kamieniu. Potem trasa wraca pod skały, nie pozostawiając wątpliwości, co do kierunku - wznosząca się, wąska półka jednoznacznie wyznacza kurs.