Zarzucam prawie pusty plecak na grzbiet - jest w nim raptem butelka wody mineralnej - i ruszam szlakiem w kierunku Casery Lavardet. Kiedy ten się obniża, próbuję trawersować jakąś słabą ścieżką, która jednak prowadzi do starych ruin i dalej w maliny. Wracam do szlaku, mając nadzieję, że zbyt wiele wysokości nie stracę.