Kiedy docieram do samochodu, łapię za piwko. Nie łapczywie, jak to mam w zwyczaju, nie - piję powoli, bo nie mam sił, by szybko przełykać. Ale złocisty trunek błyskawicznie stawia mnie do pionu. Zrzucam plecak, przebieram buty i zjeżdżam w dół.
W Agordo pstrykam pożegnalną fotkę w kierunku Monte Agner - pod światło, ale ciekawie wygląda - potem za Alleghe chwytam obiektywem czerwoną o zachodzie słońca Civettę i podjeżdżam na Passo Fedaia. Tu dzisiaj zanocuję, jako że jutro mam w planach ponowne odwiedziny Królowej Dolomitów.