Widzę, że już tylko nieliczni zabrali się ze mną w dalszą drogę.
Cóż... obiecuję, że bezpiecznie sprowadzę w doliny.
Poniżej progu otwiera się dolina Pradidali.
Zanim się w nią zanurzę, ostatnie spojrzenia za siebie. Bywaj, Cimon della Pala! Żegnaj Cima della Vezzana !
Hejjj! Turnie Bureloni, Focobon, Zopel! Nie mieliśmy okazji do zawarcia bliższej znajomości. Może następnym razem...
Schodzę z progu, noszącego nazwę Przełączki Pradidali. Nieco w dół, po czym ląduję na zupełnie płaskim, kamienistym terenie.
Z prawej wyłaniają się turnie di Ball, Val di Roda.
Ale mój wzrok najbardziej przyciąga wspaniała konstrukcja natury, jaką jest grupa turni Sass Maor, Cima della Stanga i Cima della Madonna.
Podchodzę na kolejny próg, skąd znowu w dół. Teraz widać już przycupnięte pod dolomitową cytadelą maleńkie schronisko.
Schronisko, oczywiście, nie jest małe, ale takie sprawia wrażenie w otoczeniu potężnych górskich baszt.