(Link do mapki na poprzedniej stronie.)
Rano żegnam się z Tomkiem i jego żoną i ruszam w swoją stronę. Jadę na południe przez Palafaverę i dalej przez Passo Duran do Agordo, skąd przez Frassene i Passo di Cereda w kierunku Tonadico. Kilka kilometrów przed nim skręcam w boczną, odchodzącą na północ drogę, która zagłębiam się w Valle dei Canali. Jestem w kolejnej grupie Dolomitów.
Pale di San Martino. Nazwa grupy jest skracana często do samego słowa "Pale" lub "Pala". W liczbie pojedynczej słowo to oznacza po prostu śmiałą turnię skalną. Pale di San Martino to najrozleglejsza grupa w Dolomitach, składająca się z płaskowyżu o iście księżycowym krajobrazie, obrywającego się ostymi krawędziami wszędzie tam, gdzie nie jest on otoczony strzelistymi turniami i graniami.
Najwyższym szczytem jest Cima Vezzana (3192m), a na sąsiedni, tylko o kilka metrów jej ustępujący Cimon della Pala (3184m) poprowadzono piękną ferratę Bolver-Lugli. W grupie tej poprowadzono kilka innych ferrat o różnym stopniu trudności, w tym również na Monte Agner, uchodzącą za jedną z najtrudniejszych w Dolomitach. Rzeczywiście, nie jest trywialna. Będzie jednak musiała na mnie jeszcze poczekać do kolejnej wizyty w Pali - tym razem mam w planie kilka innych ferrat, w tym wymienioną przed chwilą kalsyczną drogę Bolver-Lugli.
W dolinie Canali wszędzie widzę tylko parkingi płatne i zakaz parkowania poza nimi. Skręcam wąską dróżką w dolinę Pradidali i w miejscu, gdzie się kończy możliwość jazdy, zostawiam wóz na darmowym parkingu, który tworzy małe rozszerzenie drogi. Przygotowuję plecak na parę dni i ruszam w górę doliny.
Po wyjściu ponad górną granicę lasu ogarnia mnie świat turni i... chmur. Przetaczają się one przez wierzchołki, opatulają podnóża skalnych iglic i zaglądając do wąskich, miniaturowych czasem żlebów, przewijają się wokół potężnych cokołów.
Początkowo ścieżka wiedzie jeszcze miejscami trawiastym terenem, później już mam pod nogami drobny piarg. Nade mną przebiega lina kolejki towarowej do schroniska Pradidali, w którym mam zamiar zanocować tego dnia.
Schronisko już blisko a przede mną Pala Canali.
Niestety, okazuje się, że schronisko jest w remoncie i nie ma możliwości noclegu. Siadam chwilę nad mapą i szybko dostosowuję plany do zmienioneych realiów.
Decyduję się na dojście do do schroniska Rosetta (Pedrotti). A więc najpierw stromo na Passo di Ball, ale wcześniej, tuż ponad schroniskiem, robię sobie piknik.