napisał(a) Franz » 15.10.2013 15:11
Kamienna lawina trwa około minuty, ale mnie każda sekunda dłuży się niemiłosiernie. Objechałem kilka metrów, zatrzymując się na bardziej od innych wystającym kamieniu. Czuje się poobdzierany, ale nie mogę w tej chwili niczego sprawdzić - wciąż się kulę, zakrywając głowę. Żebym chociaż kask miał założony...
Nagle trafia mnie jakiś kamol - mam jednak szczęście, bo uderza w plecak, chroniący w tej chwili plecy. Wspaniały plecaku! Nigdy nie będę narzekał, ze jesteś ciężki. Obrońco ty mój...
W końcu wszystko się uspokaja i ostrożnie podnoszę głowę. Cisza...
Zbieram się, oglądając straty. Sporo zadrapań, w kilku miejscach cieniutkie strużki krwi - ogólnie nic mi nie jest. Jestem bardziej brudny, niż poraniony. Dobra, nie ma czasu - spadajmy stąd. Słońce ogrzewa zbocze i w każdej chwili kanonada może się powtórzyć.