napisał(a) Franz » 02.02.2013 17:29
Idę dosyć szybko - zależy mi na dotarciu do schroniska przed zmrokiem.
Udaje mi się to. W ostatnich chwilach światła dziennego, już po zachodzie słońca, docieram do ładnego schroniska 7 Alpini.
Załatwiam nocleg - jeden z możliwością przedłużenia, gdybym się nie wyrobił z czasem następnego dnia. Zresztą, miejsca jest bez liku. Oprócz mnie są tylko dwie małe grupki Niemców. Oczywiście, w jadalni od razu stanowimy jedną, połączoną grupę. W rozmowie potrącamy również temat Karpat. Okazuje się, że większe ich zainteresowanie budzą moje wrażenia z Rumunii niż z Alp.
- Nie boisz się tam?..
Próbuję ich zachęcać do odwiedzenia kiedyś tego pięknego kraju, ale nie wiem, czy z pozytywnym skutkiem.
Natomiast, prawdziwy ubaw po pachy mam, kiedy przychodzi do rozmowy Niemców z obsługą schroniska. Włosi nie znają w ząb niemieckiego, bądź nie zdradzają się z jego znajomością. Podobnie jest z angielskim. I tu się okazuje, że ja wchodzę w rolę tłumacza. Na wszelki wypadek, przypomnę - nie znam włoskiego!
Wykorzystując podobieństwa języków romańskich - trochę po hiszpańsku, trochę po francusku, coś tam nawet po rumuńsku - dogaduję sie z nimi bez przeszkód. I tak, Polak robi za tłumacza włosko-niemieckiego. Zresztą, z wyraźnie okazywaną radością wszystkich biorących udział w tej dyskusji.
OK, pora pójść do wyrka. Jutro czeka mnie długi dzień...