Przynajmniej w pierwszych dniach tych wakacji, jedną z rzeczy, która była w kręgu moich nieustających zainteresowań, było śledzenie prognozy pogody dla regionu.
Co prawda właścicielka pensjonatu, mówiła nam, że będzie ok. ...
No ale
...
Podejrzewałem, że może trochę ... to tak nas pociesza w ramach "marketingu".
Niby pokrywało się to z tym (co jak wcześniej wspominałem), obserwowałem jeszcze w domu, przeglądając prognozy długoterminowe ...
No ale
...
W związku z powyższym, dla pewności ! … postanowiłem jednak ściągać sobie aktualne prognozy na komórkę.
Niby się to wszystko pokrywało i zgadzało !
No ale
...
Jednak na następne prawie +- 48 godzin, zapowiadano faktycznie ciepłą bardzo letnią pogodę, lecz wspominano także o zachmurzeniu i ponownych burzach w okolicach północnych Dolomitów.
Co prawda my akurat, bliżej południowej części byliśmy ! ...
No ale
...
... przy niskim pułapie chmur, to jakiś spektakularnych widoków nie mogliśmy się raczej spodziewać.
... a także nasze trekkingowe buty, po wczorajszym "spływie", zawierały jeszcze jakieś 60% wilgotności .
W związku z tym postanowiliśmy realizować "plan B" ... czyli wizytę w rejonach położonych jeszcze dalej na południe, a więc w miejscowościach leżących u podnóża Dolomitów ( po ich weneckiej stronie).
Nooo ... a zresztą wczoraj ... "nasz" Anioł właśnie ten kierunek wskazywał.
Wiedziałem, że dotarcie tam, nie było ani trudne, ani specjalnie skomplikowane, gdyż Borca di Cadore leży właśnie na weneckim szlaku biegnącym od Dobiaco, przez Cortinę, kolejną długą dolinę i dalej do samej Wenecji.
Drogę tę pokonywaliśmy już kilkakrotnie w przeszłości, jadąc i wracając z wczasów, z weneckich okolic .
Jeśli chodzi o kilometry, to nie planowaliśmy ich nic specjalnie więcej, niż wynosiła niedzielna wycieczka dookoła Monte Pelmo.
Więc ze spokojem, wyczekawszy momentu gdy opadły poranne mgły i powoli odparowywały zmoczone wczorajszym deszczem skały, lasy i łąki ... wyruszyliśmy.
Po wyjściu z apartamentu stwierdzamy, że faktycznie w dalszym ciągu jest bardzo ciepło, a nawet parno . Mimo, że wcześnie, to termometr w samochodzie pokazuje powyżej 20 stopni.
Wycieczkę więc rozpoczynamy w dobrych nastrojach .
Pierwszy cel to Belluno ... od naszego apartamentu położone circa 54 km.
Ruszamy najpierw w dół doliny rzeki Boite, by następnie od Pieve di Cadore już podążać następną długą doliną tym razem rzeki Piave
(Fiume Piave).
Dolina ta, to ważna arteria komunikacyjna i jedna z nielicznych dolin w Dolomitach, którą biegnie linia kolejowa.
Trasa przebiega między górami, pokrytymi lasami zboczami oraz nieraz przecinającymi je tunelami.
W pewnym momencie, także wysoko wiszącą nad dnem doliny rzeki Piave (185m) i długą na 530 metrów estakadą, czyli "Ponte Cadore".
foto-internet
Czyli trasa ciekawa, a piękne widoki towarzyszą nam przez cały czas tej niedługiej podróży.
Dziesięć kilometrów za miejscowością Longarone i na osiem kilometrów przed Belluno, droga zmienia się w autostradę prowadzącą w kierunku Wenecji.
My odbijamy na ... i do Belluno.
Belluno
Miasto nie jest zbyt wielkie, ale jest stolicą prowincji o takiej samej nazwie.
To praktycznie najważniejszy punkt komunikacyjny na południu Dolomitów.
Dawniej słynęło z handlu drewnem i z produkcji mebli. Dzisiaj to jeden z ważniejszych ośrodków nowoczesnego przemysłu, ale też ważny ośrodek turystyki, tak letniej jak i zimowej. Z uwagi na okoliczne doliny i wysokie góry oraz łatwość dojazdu (wspomniana autostrada), szczególnie chętnie odwiedzany przez Włochów z bliższych i dalszych prowincji.
Belluno nazywane jest Wenecją gór, a to z tego powodu, że leży w centrum doliny Prealpi Carniche, na skalistym wzgórzu/tarasie otoczonym z dwóch stron rzeką Piave, a z trzeciej przez potok Ardo.
Tutaj posłużę się fotką z Internetu, bo doskonale oddaje to, co zobaczyliśmy w momencie dodarcia do miasta.
Zgadza się nawet pogoda.
Co prawda po chwiali zrobiło się trochę lepiej, nawet zaczęło przebijać słońce, ale pułap chmur pozostawał praktycznie na tym samym poziomie. Znów było ciepło i bardzo parno.
Docieramy krętymi uliczkami na wzgórze a dalej bardzo wąskimi wjeżdżamy do samego centrum zabytkowej części miasta, na Pizza Castello.
Do starej części miasta prowadzą, a dawniej zarazem go broniły imponujące bramy. W sumie jest ich trzy, dwie od północnej strony i jedna od południa.
Przechodzimy przez jedną z nich i następnie zwiedzamy kolejne piazza ... Mercato, Martiri, Castello, Piloni i oczywiście łączące je uliczki. Piazza (place) często otoczone są renesansowymi budynkami.
Na szczególną uwagę, zasługuje Palazzo dei Rettori, będący siedzibą prefektury.
Budowę tego pałacu rozpoczęto w 1491 roku.
Ponad nim wznosi się ciekawa wieża z zegarem z 1549 r.
Wreszcie wchodzimy na najważniejszy plac Belluno, Piazza del Duomo, na którym znajduje się katedra di San Martino z końca XV w.
W XVI wieku ją przebudowano w stylu renesansu, później dodano barokowe ołtarze i w XVIII w. dzwonnicę.
Jednym z popularniejszych i najczęściej pokazywanym widoczkiem z Belluno, jest właśnie Duomo i wieża dzwonnicy z cebulasta kopułą, pięknie rysująca się na tle pobliskich surowych skał.
Podobnie jak na tej widokówce.
Niestety nie w tym dniu ... nisko wiszące chmury na to nie pozwoliły.
... i znowu Anioł z trąbką ... ale ten to nie "nasz" !
Stwierdzamy, że Belluno to miłe spokojne, ładne i charakterystyczne miasto dla północnych Włoch.
Do tego (przynajmniej o tej porze roku,) nie zatłoczone i z przyjemną atmosferą.
W sumie czuliśmy się tu dobrze, podobnie jak w leżącym (po przekątnej) praktyczne po drugiej stronie Dolomitów Bolzano - wizytowanym przez nas w zeszłym roku.
W końcu opuszczamy Belluno i przejeżdżając kolejne włoskie rondo, oraz ponownie przekraczając rzekę Piave, kierujemy się wzdłuż niej dalej ... tym razem na zachód.
Pozdrawiam.