Na dole przyglądamy się jeszcze raz jadącym wagonikom.
Teraz jadącym jakimś kursem technicznym, a może z zapatrzeniem dla schroniska - w każdym bądź razie bez turystów.
Następnie nad Laghetto Valparola, ale na parkingu przy leżącym tam schronisku i restauracji spory turystyczny tłok.
Na zdjęciu tego nie widać ... stanąłem do nich tyłem !
Jeziorko wygląda zupełnie inaczej jak przed chwilą z góry !
Wracamy poniżej Passo Falzarego i w związku z tym ... że cały dzień praktycznie spędziliśmy na wysokości od dwóch do trzech tysięcy z kawałkiem, praktycznie wśród skał ... to dla "aklimatyzacji"
postanawiamy pobyć trochę niżej, a mianowicie na zielonej trawie.
Poza tym zdaliśmy sobie sprawę, że dzisiaj
osiem razy frunęliśmy linowymi kolejkami i pokonaliśmy na ich pokładzie w sumie 15 kilometrów z haczykiem.
To była jak do tej pory najdłuższa nasza z nimi przygoda jednego dnia.
Czas by dotknąć "Matki Ziemi".
Zostawiamy samochód na poboczu i na kilkadziesiąt minut schodzimy nad brzeg potoku Falzarego.
Słoneczko grzeje, cieplutko, kwintą kwiatki , szumi maleńki potok, pachną zioła, sosny ... w dalszym ciągu piękne widoki.
Dokoła nas przecież ciągle Lagazuoi, Col dei Bos, Tofana di Rozes, Averau, Cinque Torii ...
Siadamy na nagrzanej łące i wspominamy dzisiejsze wrażenia.
Oczywiście nie zapominając o zrobieniu raz po raz fotki !