W przerwach między górskimi wycieczkami, wizytujemy także okoliczne miejscowości.
Nie samą naturą człowiek żyje !
Jak wspominałem w dolinach Fassa i Fiemme, jest ich tu trochę rozsianych.
Począwszy od północnego Canazei , przez nasze Pozza i Vigo di Fassa, po Moenę i Predazzo na południu. Wszystkie leżą w ciągu głównej drogi dolomickiej.
Miejscowości te są w sumie bardzo do siebie podobne. Niewielkie, typowe dla regionu, nastawiane na turystykę tak letnią jak i może coraz bardziej zimową.
Jest tu wiele hoteli, pensjonatów, apartamentów i wszelakich miejsc związanych właśnie z turystyką górską.
Największa z nich to Moena , ale najbardziej znaną to chyba Predazzo. Głównie dzięki wszystkiemu co związane z nartami, a najbardziej dzięki skoczniom narciarskim i cyklicznym zawodom tam się odbywającym.
Na tych spacerach aparatu praktycznie nie używałem, ale znalazłem kilka fotek właśnie z Predazzo.
Miejscowość ta leży w miejscu krateru wygasłego prehistorycznego wulkanu, z tego też powodu okolica jest mocno atrakcyjna dla geologów. W pobliżu znajduje się także kamieniołom , w którym wydobywany jest cenny marmur zwany Canzoccoli di Predazzo powstały pod wpływem wysokiego ciśnienia i temperatury.
Olśniewająco biały marmur z Predazzo , zwany także Predazzite, to mieszanka marmuru i pasków antracytu, które gdy są mokre robią się czarne.
Oczywiście ołtarz, oraz kilka płyt nagrobnych w miejscowym kościele, wykonanych jest właśnie z tego materiału.
Także 20 tonowa, dwa metry wysoka rzeźba
„Il Cristo Pensante sul Castellazzo” poświęcona poległym w wojnie światowej 1914-1918, znajdującą się w masywie Pale na szczycie Monte Castellazzo (2333 m) wykonana jest z tego marmuru.
Fotka z Internetu … widać tu wyraźnie charakterystyczne cechy marmuru Predazzite.
Predazzo otoczone jest porośniętymi wzgórzami , a więc widoki nie są tam już tak rozległe jak w północnej części doliny.
Tak jak wszystkie miejscowości w tym rejonie, jest bardzo zadbane.
W czasie naszych odwiedzin ogromnie spokojne. Można by mieć wrażenie, że opustoszałe.
Oczywiście są tu klimatyczne uliczki, jakiś ryneczek, kościół a nawet muzeum … geologiczne ma się rozumieć.
W sumie godzina/dwie wystarczy, by Predazzo w miarę dokładnie obejść i obejrzeć.
Jako baza startowa do turystyki pieszej raczej średnio się nadaje, bo podejścia w wyższe partie gór np. na Latamer, są stąd długie i monotonne. Na zbocza tego masywu, można się co prawda dostać szybciej.
Do miejsca gdzie zimą zorganizowane jest lokalne centrum narciarskie wwozi kolejka.
No to teraz te naprawdę kilka fotek.
Opuszczając Predazzo , zaglądamy jeszcze po drodze pod narciarskie skocznie.
W związku z tym, że „leżą” one całe, łącznie z rozbiegiem praktycznie na zboczu ... to nie wyglądają jakoś imponująco.
Pewnie dlatego im fotki nie zrobiłem.
Wracając do Pozza di Fassa, stajemy jeszcze gdzieś na biwakowym miejscu, nad T.Avisio, by pooddychać oraz podjeść smacznych, soczystych, pachnących śliwek.
Za całe 1 euro kupiliśmy ich pełną
tytkę, na ulicy w Predazzo.
Pewnie uprawianych ekologicznie
…. bo z małego przydomowego ogródka, a miły starszy pan sprzedawał je w bramie swojej posesji .
Udało się nam … bo wiele to ich nie miał !
Śliweczki palce lizać !
Później wjeżdżamy jeszcze do Moeny.
Miasteczko podobne, tylko bardziej zatłoczone, ciężko zaparkować, a więc zwiedziliśmy je nie wysiadając z samochodu.
W następnym odcinku ponownie dolomitowy szlak !
Pozdrawiam.