tony montana napisał(a): Podróżuje z Wami!
No to super ... cieszymy się !
plavac napisał(a):Szkoda, że przez dwa dni będę bez dostępu do sieci.
Ale za to jak siądę w niedzielną noc ... Już się szykuję na solidną porcję piękna !
W takim razie nie mam wyjścia, zabieram się do roboty !
kulka53 napisał(a):Wyjątkowo krótko tym razem chyba przyjdzie czekać na następną
... a więc przenosimy się w nasze
Dolomity 2012.
Jak wspomniałem wcześniej, decyzja o powrocie w te góry zapadła praktycznie już w czasie wakacji 2011. Okres pomiędzy tymi dwoma wrześniami, pomijając oczywiście czas na normalne funkcjonowanie, wypełniony był także wszelkimi czynnościami związanymi z planowaniem kolejnych wakacji.
Ten okres też lubimy … jest on przyjemny ponieważ pozwala powoli żyć tym co czeka w przyszłości.
Wyszukiwanie miejsca pobytu, zakwaterowania, wstępny wybór tego co się chce zobaczyć wprowadza w dobry nastrój i pomaga zdecydowanie lepiej przetrwać często szare i ponure jesienno-zimowe dni.
Z wyborem miejsca problemu raczej nie mieliśmy. W związku z tym, że w 2010 roku byliśmy w części północnej i centralnej Dolomitów, a w 2011 w północno i południowo- wschodniej … to tym razem padło na południowy zachód.
Dolomity to góry leżące na dość zwartym obszarze, a więc wypady w jego poszczególne grupy nie nastręcza specjalnego problemu, ale zawsze jest lepiej gdy miejsce zakwaterowania jest bliżej planowanych szlaków. W związku z tym , że poprzednie dwa wyjazdy charakteryzowały się tym, że w celu realizacji zaplanowanych wycieczek w sumie pokonaliśmy sporo kilometrów po samych Dolomitach, to teraz postanowiliśmy znaleźć apartament praktycznie w centrum interesującego nas obszaru. No bo w końcu jest kryzys, a paliwo w cenie.
Wybór padł na okolice doliny Val di Fassa.
W ruch poszedł Internet i szukanie w tym rejonie apartamentów.
Kilka maili do apartamentów w tych okolicach, kilka odpowiedzi i w końcu decyzja … w tym roku naszą bazą będzie Pozza di Fassa , miejscowość leżąca u zbiegu dolin Val di Fassa i Val San Nicolò.
Uzgodnienie terminu, wymiana maili i apartament zarezerwowany.
Pozostało już tylko zamówić brakujące mapy „Kompassa”, czytać Tkaczyka, szperać w Internecie, ponownie prześledzić relacje Wojtka … i czekać do 1 września.
Z uwagi, że to już nas trzeci dłuższy wypad w Dolomity, to wszelkie przygotowania przed samym wyjazdem przebiegły sprawnie, aby nie powiedzieć rutynowo.
Apartament do którego się wybieraliśmy wyposażony był praktycznie we wszystko co potrzebne, a nawet mniej potrzebne jak np. garaż.
W związku z tym, że po wcześniejszych naszych pobytach i porównaniu włoskich i polskich cen , a także z uwagi na nasze preferencje kulinarne co do włoskiej kuchni, zdecydowaliśmy już po raz kolejny, aby żywności z Polski nie zabierać.
Wszystko to przyczyniło się do tego, że z pakowaniem, a co za tym idzie z nadmiernym obciążaniem samochodu problemu nie było.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu.
Tradycyjnie start nastąpił bardzo wcześnie rano … aczkolwiek z powodu oddania do użytku autostrady Poznań – Świecko godzinę później niż zwykle.
Później już tylko spokojna droga przez Niemcy, Austrię no i Włochy.
Pogoda była dobra, słoneczna. Do przejechania ciut ponad 1200 km z czego tylko 110 nie po autostradzie … po prostu komfort. Mimo postojów na odpoczynek i lekkiego przyblokowania w okolicach Monachium dojechaliśmy na miejsce sprawnie i w planowanym terminie.
Ten pierwszy dzień urlopu zakończyliśmy zagospodarowaniem się na „nowym” i na odpoczynku przy winku, oraz na wdychaniu cudnego górskiego powietrza na tarasie apartamentu.
Jedno co mnie troszkę martwiło, to zapowiedź krótkiego załamania pogody w kolejnych dniach. W skutku okazało się zgodnie z zasadą, że góry to góry … załamania bywają, ale w tym okresie są one tutaj w większości naprawdę krótkie, o czym przekonaliśmy się już dnia następnego.
Niestety zgodnie z prognozami, następne dwa dni także nie pozwalały na podziwianie dalekich wielokilometrowych widoków. Jednak nie padało, było ciepło, z przebłyskami słońca, a więc mogliśmy realizować nasze wycieczkowe plany.
No ale o tym później …
Jak wspomniałem niedziela powitała nas kompletnie zachmurzonym niebem i niestety deszczem.
Nie trwało to długo, gdyż już w godzinach południowych się przetarło, co pozwoliło nam na pierwszy rekonesans
po Pozza di Fassa, a także okolicznych miejscowościach po oddalone kilkanaście kilometrów Canazei.
Coś tego tekstu chyba za wiele … rozgadałem się !
W takim razie teraz pokażę Wam kilka luźnych zdjęć wykonanych w dniu następnym … oraz innych, które nie da się powiązać z naszymi późniejszymi, już typowo górskim wycieczkami.
Jak ktoś nie rozpoznaje
… to musi uwierzyć , że to dolina Val di Fassa .
… a to poranno-niedzielny
Sas da le Undesc (2550m n.p.m.) widziany z naszego tarasu …
… i szczyt
Sas da le Doudesc (2446m n.p.m.) pilnujący wejścia do doliny Val San Nicolò.
… który już bez chmur wygląda tak …
Pozdrawiam.