Cropelka jak widać to nie tylko piękna Chorwacja, ale równie piękne inne rejony naszej matuszki ziemli. Podczytuję od dłuższego czasu zapierające dech w piersiach kilka relacji z górskich wypraw w Dolomity. Niestety nie czuję się już na siłach, aby podążać ścieżkami, którymi chadzali autorzy poszczególnych wątków. Z dużą satysfakcją jednak siedzę przed monitorem i wpatruję się w urwiska skalne przepięknych gór uchwyconych aparatem fotograficznym. Podczytuję też o narciarskich wyprawach, które nie ukrywam są mi bardzo bliskie. Bliskie, bo sam jeżdżę od bardzo dawna na nartach. Wielu forumowiczów zapewne nie ma tylu lat, co ja lat doświadczeń narciarskich.
Szczególnym sentymentem darzę włoskie Dolomity, które są na tym forum dosyć obficie relacjonowane, chociaż zimowo w znacznie mniejszym stopniu. Czując się poniekąd, malutką częścią kropelkowej społeczności postanowiłem troszeczkę aktywniej podkreślić swoją więź i pogrubić zimowy wątek. Wróciłem właśnie z narciarskiej wyprawy w te rejony i myślę, że to dobra okazja do podzielenia się wrażeniami.
W tym roku umówiliśmy się ze swoimi znajomymi mieszkającymi w Niemczech do wspólnego wyjazdu na narty. Ustalaliśmy długo termin, który by wszystkim pasował. Ja optowałem za przełomem marca i kwietnia z uwagi na dłuższy i cieplejszy dzień, znajomi za końcem stycznia z uwagi na lepszy śnieg. Stanęło gdzieś pośrodku, początek marca. Wydawało się, że już jesteśmy dogadani do momentu, kiedy trzeba było ustalić miejsce.
- Włochy??!! - usłyszałem w słuchawce wielkie zdziwienie kolegi. Nie bardzo chciał się zgodzić na moją propozycję. Austria, to piękny kraj, język, znajomi, nowoczesne wyciągi, równe trasy, byli kilka razy i w ogóle co to za pomysł te Włochy. Ponadto muszą się pozostali znajomi zgodzić a to może być trudne i potrwać. Może jednak dasz się przekonać na tą Austrie, nalegał kolega.
- Nie chcę do Austrii!
- Dlaczego?
Użyłem wtedy decydującego i jakże przekonującego argumentu.
- Nie, bo nie, jedźcie bez mnie do Austrii, ja jadę do Włoch!!
Wytoczyłem ciężki argument
Poskutkowało. Trzeciego marca jechaliśmy samochodem do Malga Ciapela.