22. - 08 marca 2012 cz.2
Wracamy na górę, aby stamtąd przejechać się po kilku innych nartostradach. Większość przecinała przepiękny leśny teren. Pod każdym względem były fantastycznie przygotowane. W którymś momencie jechaliśmy wspólnie kanapą z jednym Polakiem, który z synem podobnie jak my objeżdżał różne stacje. Miał sporą wiedzę o nich i jak wyznał, co roku w Dolomitach jest dwa, trzy razy. Potwierdził, że nasze zachwyty tutejszymi nartostradami są uzasadnione, ale on bardziej ceni sobie sąsiedni ośrodek Latemar. Jeździł tam wczoraj i zapewnia, że warunki śniegowe są tam teraz fantastyczne. Nie mam powodu nie wierzyć mu, kiedyś też tam byliśmy i pamiętam kilka fajnych zjazdów.
Hotel Eurotel
Większość zjazdów prowadzi przez las.
Na oznakowanie tras nie można tu narzekać.
Cimon del To della Trappola, nazwa szczytu do połamania języka.
Dwukilometrowa czerwona Piafiori.
Na ocenę stacji narciarskiej w dużej mierze ma wpływ pogoda. Ona też często decyduje o stanie nawierzchni nartostrad i naszych odczuciach. Dzisiaj mamy idealne warunki pogodowe i takież narciarskie. Po przeszło dwóch godzinach zaliczyliśmy większość tras i w samo południe zostawiłem żonę w barze na Dos dei Laresi przy pierwszej stacji gondoli. Zrezygnowałem z odpoczynku przy piwie i postanowiłem jeszcze trochę poszaleć. Zostawiłem jej torbę z aparatem i bez zbędnego balastu po kwadransie byłem już na górze. Od dawna nie jechałem bez aparatu, zawsze gdzieś tam sobie dyndał na plecach. Z nim zjeżdżałem bardziej asekuracyjnie, musiałem uważać, aby go nie zniszczyć. Teraz uwolniony od tego mogłem się puścić na całego w dół. Pięciokilometrową trasę pokonałem w pięć minut. Nie jest to jakiś szczególny sportowy wyczyn, ale dla mnie wystarczająco satysfakcjonujący zjazd. Poczułem przyjemne zmęczenie, pierwsze od bardzo dawna. Po chwili oddechu, byłem gotowy powtórzyć trasę, lecz mniej więcej o tej porze umówieni byliśmy na dole z Irkiem.
W dole ostatni fragment Olimpii III.
Olimpia II.
Niebieski łacznik, dei Cirmi.
Zadzwoniłem do niego, aby się upewnić, że nic się nie zmieniło. Nic, z wyjątkiem tego, że się nieco spóźnią.
- Właśnie wjeżdżamy na del Bosco - powiedział.
Szybki rzut oka na mapę i wykalkulowałem, że jeśli pojedziemy teraz na dół zgodnie z umową to będziemy musieli na nich czekać dwadzieścia minut. Jak pojedziemy tam gdzie oni teraz są to oni poczekają na nas dziesięć minut. Wybieramy drugą opcję.
Via del Bosco jest alternatywą dla czarnej Olimpii. Biegnie ona na długości 4,5km wąską i płaską ścieżką przez las. Zlekceważyłem trochę statut niebieskiej nartostrady i całkowicie rozluźniony jadąc na nartach pstrykałem zdjęcia. Spoglądając w wizjer musiałem skrzyżować narty, bo nagle fiknąłem pięknego kozła. Zatrzymałem się na szczęście tuż nad urwiskiem i nic mi się nie stało. Tylko aparat utytłał się cały w śniegu i zanim ruszyłem dalej długo musiałem na niego długo dmuchać i chuchać.
Leśna nartostrada.
W sumie na Alpe Cermis oferującej 14 tras o łącznej długości prawie 23 kilometrów zaliczyliśmy większość. Przejechaliśmy się chyba wszystkimi kolejkami z wyjątkiem dwóch orczyków. Bardzo udany dzień a to jeszcze nie koniec. Postanowiliśmy przenieść się na Passo Rolle odległą o 30km stację wchodzącą w skład Dolomitisuperski nr 9.
Pierwsze dzisiaj piwo.