Re: Dolny Śląsk i nieco dalej... (Góry Sowie)
W tym roku był kolejny lutowy ślub
, ale w czasie wesela świętowaliśmy we Wrocławiu. Świeżo Upieczonym Teściom było trochę żal, że nie mogą uczestniczyć w obu imprezach
, toteż dwa tygodnie później zaprosili nas na uroczyste poprawiny
(odbyły się one dokładnie tam, gdzie wcześniej weselisko) dla sporego grona starych ciotek i wujów. Z tego też powodu, także i w tym roku wyszedł spacer po Sowich
, tyle że nieco dłuższy niż rok temu.
Na miejscu zbiórki stawiliśmy się już w piątek wieczorem, a że właściwa impreza przewidziana była na sobotnie popołudnie, więc w piątek trochę się oszczędzaliśmy
. Dzięki temu jednak, trochę po 11-tej, wyszliśmy na szlak. Miejsce startu (a potem mety)
–
Lasocin.
Od tej strony na Wielką Sowę wchodziłam tylko raz jeden, a było to … tuż po maturze. Nic więc dziwnego, że podejście wtedy mnie nie zmęczyło
. Sowa oczywiście nie była wówczas jedynym celem, przez Zygmuntówkę doszliśmy do schroniska w Srebrnej Górze, a kolejnego dnia do Barda.
Na najwyższym szczycie Sowich dawniej bywałam wielokrotnie ( z Wrocławia to przecież blisko
), najczęściej podchodząc z Glinna lub od Zygmuntówki, albo z Rzeczki przez Przełęcz Sokolą. Zimowe podejście miałam jednak za sobą tylko jedno, podczas Sylwestrowego wypadu 30 lat temu, z Rzeczki właśnie. Daty na pewno nie zapomnę, gdyż wówczas niosłam w brzuszku moją córcię
, która przyszła na świat dwa miesiące później…
Podejście od Lasocina jest raczej
nudne – las, las, las, las, las… Praktycznie bez widoków, a to przecież w górach lubię najbardziej.
Nie mieliśmy jednak wyjścia, skoro nocowaliśmy w Lasocinie, a podjechanie gdzieś autem zupełnie nie wchodziło w grę…
Wystartowaliśmy z wysokości około 440 m. Przez Lasocin przeszliśmy asfaltem. Łagodnie, ale cały czas w górę, szlakiem zielonym. Za wioską asfalt przechodzi w szuter, aż do Starej Jodły droga jest szeroka.
Za gajówką Lasocin (532 m) nadal szlakiem zielonym (w prawo odchodzi czerwony), leśna droga zaczyna się wspinać (ale spoko, tu był jeszcze luzik
) do węzła szlaków na niewielkiej polanie
Stara Jodła ( ok. 590 m).
Fotek z tej części trasy za bardzo nie mam jak pokazać, bo są na nich głównie uczestnicy naszej wędrówki. A że szło na jedenaścioro (trochę mniej niż połowa uczestników poprawin), to właściwie na każdym zdjęciu ktoś pokazuje swoją buźkę. Jak zacznę zostawać w tyle, częściej będą plecy
.
Całkiem z tyłu nie byłam
…
Na polanie do lat 80-tych XX w. rosła ogromna jodła, od której miejsce wzięło nazwę.
Dziś zamiast wiekowego drzewa rośnie znacznie młodsze
(zdjęcie tej choinki zrobiłam w drodze powrotnej).
Z polany powędrowaliśmy połączonymi szlakami (zielony, żółty, niebieski) już nieco węższą leśną drogą. Nachylenie wzrosło, ale cały czas było jeszcze spoko (chociaż zaczęło być odczuwalne
).