Nieco dalej mijamy wodospad Zaskalnik na Sopotnickim Potoku.
A oto i cel naszego spaceru – zajazd Czarda. Nazwa nie jest przypadkowa, gdyż tędy wiódł na Węgry ważny trakt, przy którym stała pierwsza szczawnicka karczma. W XIX w. Czardę odwiedzali kuracjusze i goście Józefa Szalaya. Po II wojnie światowej karczma stała się miejscem kultywującym tradycje Pienin i Podhala, a gościom serwowano przygotowane wg staroświeckich przepisów dania z baraniny oraz złowionych w pobliskim potoku pstrągów. Z biegiem czasu karczma jednak niszczała, zamknięto ją w 1970 r. Odbudowa nastąpiła w 1996 r ., od tego momentu karczma znów funkcjonuje, w międzyczasie powiększona i zmodernizowana. Miejsce w którym stoi, jest malownicze …
W sezonie ponoć jest tu spory ruch. Dziś pusto tez nie jest, ale o tłoku mówić nie można. Przysiadamy w środku, co okazuje się dobrym rozwiązaniem, gdyż póki co, dania z kuchni do stolików przynoszone są tylko gościom siedzącym wewnątrz karczmy, pod parasole przy wejściu trzeba sobie dania przynosić samemu. A nas przecież już bolą nóżki , a czeka nas jeszcze troch kilometrów drogi powrotnej…
Wybieramy oczywiście baraninę. Trzeba przyznać, że była wyborna… No i cena przyzwoita, za danie wraz z piwkiem wyszło 25 zł.
W powrotnej drodze nie idziemy szlakiem przez zdrój, lecz cały czas ulicą wzdłuż Sopotnickiego Potoku schodzimy do jego ujścia do Grajcarka.
Wzdłuż Grajcarka, tam gdzie się da, bocznymi uliczkami, a nie ulicą Główną, chociaż na nią w końcu też wychodzimy. Dzięki temu mijamy miejsce, przy którym kiedyś stał kościół parafialny.
Po dojściu do dolnej stacji kolejki na Palenicę, deptakiem nad Grajcarkiem wracamy na naszą kwaterę zwalczać zakwasy . Jutro w planie kolejny spacer.