Re: Dolny Śląsk i nieco dalej... (Szczawnica)
Ścisłego planu na kolejne trzy dni nie mamy. Owszem, spływ Dunajcem będzie
, ale nie wiemy jeszcze, czy nastąpi to w piątek, czy dopiero w sobotę. Wszystko zależy od tego, jak wpasujemy się górskimi wędrówkami w zastaną aurę, wycieczkę grzbietem Małych Pienin „rezerwujemy” bowiem na dzień z dobrą widocznością
. Oby tylko taka była! Przecież pomimo środowego słońca, z Czorsztyna Tatr nie widziałyśmy…
Czwartek budzi się z lekko zachmurzonym niebem. Cóż wobec tego? Najlepiej byłoby podjechać do Sromowiec Niżnych, zobaczyć Czerwony Klasztor, a potem (górkami po słowackiej stronie) wrócić do Szczawnicy. Tyle tylko, że to Boże Ciało, busiki nie kursują, a PKS-ów jak na lekarstwo. Na wszelki wypadek jednak sprawdzamy
, ale niestety na „spływowym” parkingu pusto…
Realizujemy więc wariant zastępczy (planu niby nie było, ale różne ewentualności jeszcze w domu jednak rozważałam
) , zaczynający się wjazdem
kanapą na
Palenicę. Mogłybyśmy podejść na piechotę, ale… Nie możemy się wykończyć już na pierwszej wędrówce.
Szczególnie ja muszę uważać, gdyż kilka tygodni temu
odnowiły mi się problemy z kręgosłupem. Rehabilitacja w trakcie, nie mogę zmarnować jej dotychczasowych efektów. Zamiast więc pokonywać na krótkim odcinku prawie 300 metrów różnicy wysokości, lepiej w tym wypadku wywindować się wyciągiem
. Pozostała część babskiej ekipy również jest za takim rozwiązaniem, więc wkrótce jesteśmy na górze
.
Przed nami widać płytką przełęcz Maćkówki, za nią
Szafranówka, ciut wyższa od Palenicy. Jeszcze chwilka i tam będziemy, najpierw jednak przysiądziemy na kawkę w barze Groń. Kawka wprawdzie
taka sobie, ale na piwko jeszcze nie zasłużyłyśmy.
Podejście na Szafranówkę jest krótkie, ale obfitujące w widoki. Byłoby widać jeszcze więcej, gdyby niebo nie było ciut zachmurzone…
Osiągamy grzbiet Małych Pienin, żegnamy szlak żółty (nim wiedzie dojście z Palenicy) i witamy niebieski, którym teraz idziemy w prawo, krótko podchodząc na skryty w lesie szczyt Szafranówki. Zejście jest
strome, na szczęście nie jest po deszczu, bo inaczej byłoby bardzo ślisko.
Na poniższej fotce stromizny nie widać, gdyż zrobiłam ją już z miejsca, gdzie zaczęła się łagodna grzbietówka. Tam, gdzie był prawie pion, wolałam nie bawić się aparatem
. Na szczęście stromy odcinek nie był długi…
Gdy wyszłyśmy z lasu okazało się, że stromy odcinek można było pominąć, idąc z rejonu Maćkówek nieznakowaną ścieżką, przechodzącą potem w błotnistą drogę dochodzącą do grzbietowego szlaku. Chyba jednak zamiast błota, wolę krótkie stromizny
…
Wkrótce docieramy na Siodło Pod Bystrzykiem (zwane też Siodłem Pod Szafranówką), na którym od niebieskiego szlaku grzbietowego odchodzi w lewo żółty szlak słowacki. Tym szlakiem będziemy schodzić do Leśnicy, najpierw jednak popatrzymy z góry na zamglone Krościenko. Widać też troszkę Szczawnicy i odpuszczoną Sokolicę.