Sobotni poranek dawał nadzieję na to, że może uda nam się z Kopieńcem...
Tyle, że przed wyruszeniem na szlak, chciałyśmy najpierw załatwić oscypkowe zapasy do domu. Żałowałyśmy, że nie na Rusinowej… No to może w bacówce na skraju parku narodowego, w pobliżu Murzasichla? Zwróciłyśmy na nią uwagę, gdy jechałyśmy busikiem na Palenicę Białczańską. Jeśli tam udałoby nam się zrobić zaopatrzenie, nie musiałybyśmy jechać aż za Kościelisko, do sprawdzonej rok temu bacówki na Białym Potoku.
Najpierw jednak (raz już odpuszczone) Siedem Kotów z Toporowej Cyrhli, gdzie kawkę czasem popijał ponoć Karol Szymanowski.
Nie udało się jednakże i tym razem
, gdyż lokal szykowano właśnie do popołudniowego weseliska.
Pech na tym jednak się
nie skończył, bo właśnie z nieba
lunął deszcz, zrobiło się mokro i szaro. No nie, aż tak zdesperowane nie byłyśmy, żeby w taką pluchę zdobywać Kopieniec! Musiałyśmy znaleźć coś w zastępstwie
. Zanim podjęłyśmy decyzję, najpierw podeszłyśmy sobie (skoro byłyśmy już tak blisko
) do współczesnego Kościoła Miłosierdzia Bożego, którym opiekują się mieszkający tuż obok księża Marianie. Kamień węgielny pod budowę kościoła (składający się z trzech części: z kamienia z Golgoty z Ziemi Świętej, kamienia z fundamentu kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej z Wilna oraz z kamienia z cyrhlańskiej ziemi ) poświęcił Jan Paweł II w Wadowicach w 1991 r.
Widok od kościoła na „naszą” Chłabówkę.
W bacówce też się nam nie udało
, bo zostały tam tylko dwa oscypki, resztę wykupiła rano jakaś przejeżdżająca tamtędy wycieczka autokarowa.
Pogadałyśmy jednak z bacą, który dał nam namiary na inną bacówkę. Mniej popularną, bo z dala od uczęszczanych dróg, za to na pewno wyrabiającą autentyczne oscypki
.
Najpierw jednak była pora na jakiś spacerek - byle nie po błocie!