Re: Dolny Śląsk i nieco dalej... (Gochy)
Ogólnie byłoby super, gdyby nie

niebezpieczny przypadek, jaki trafił się jednej z „rezydentek” naszej kaszubskiej łąki. Na dodatek tej, która wśród nas jest najlepszą grzybiarą, zawsze przynoszącą sporo więcej grzybów od innych. Otóż któregoś razu, na szczęście gdy już wracała z lasu na łąkę, ukąsiła ją… czarna żmija

. Jeździmy na wakacje na Gochy od lat 30-tu, żmije czarne i z te z widocznym zygzakiem widywaliśmy nie raz, ale taki przypadek nigdy wcześniej nikomu z nas (ba, nikomu z innych znanych bywalców z pobliskich przyczep czy namiotów) się nie zdarzył…
O jedną kurkę za dużo chciała koleżanka zerwać, a że żółty kapelusik wystawał z gałęzi pod drzewkiem, to śpiącej pod patykami gadziny

nie zauważyła. Szczęście w tym, że faktycznie była od przyczep jakieś 5 -10 minut drogi (a telefonu ze sobą

nie miała), więc jakoś dotarła, chociaż już mocno osłabiona

. Na szczęście było komu przetransportować ją do szpitala w Chojnicach, gdzie dostała antytoksynę i inną niezbędną pomoc, na noc była już na łące. Ale mimo wcześniejszej szybkiej pomocy, opuchlizna przez noc mocno się zwiększyła, ogólna słabość też

. Wraz z mężem rano wyjechali więc do domu, w swoim mieście przez kilka dni znów szpital. No a potem przez czas jakiś jeszcze leczenie w domu i kontrole...
Teraz jest już OK, jad gada był jednak

bardzo niebezpieczny. Skoro tak kiepsko zniosła to najsilniejsza z nas, to nie wiem jak by to było u mnie na przykład? Na kurki (po trzydniowej przerwie) jednak poszłam

, ale zdecydowanie uważniej patrzyłam, zanim zdecydowałam się zerwać grzybka. No i telefon ze sobą obowiązkowo!
Ogólnie ten rok był

mocno szpitalny dla wielu osób z naszej paczki… No cóż, starzejemy się i różne choróbska wyłażą, często takie wymagające pomocy kadry szpitalnej.