Dziękuję Wszystkim
cd
17 lipiec, sobota
Pora opuścić Borje, pora opuścić Pejlesac w ogóle. Żal serce ściska. Chciałoby się tu zostać choć chwilę dłużej, albo i dwie chwile, albo jak w moim przypadku nawet na zawsze.
Ale jeszcze nie teraz Tera pora przenieść się do Splitu.
Zbieranie się trwa długo Jeszcze chwila na tarasie, jeszcze pogaduszki z Ivo, jeszcze słów parę zamienionych z sąsiadką i obietnica powrotu za rok no i już już, czas goni.
Pakowanie idzie o tyle opornie, że jakimś cudem klamoty nam się rozmnożyły i do Monia wejść nie chcą. Jace w pocie czoła nosi toboły, wkłada, wykłada, przekłada, upycha. Jest, udało się, bagażnik zamknięty.
Jeszcze ostatnie spojrzenie
I jedziemy.
Tu być może w czasem wstawię filmik z kawałeczka drogi
I tu powinnam sobie siarczyście zaklną nad swoją głupotą. Generalnie prom z Trpanj do Ploce mógłby dla mnie nie istnieć. Ja tam wolę drogę Półwyspem.
I co mnie głupią podkusiło, że skręciłam w kierunku Trpanj to do dzisiaj nie wiem. Może Divna mnie ciągnęła Nie wiem.
Wjeżdżamy do portu, kolejka już spora stoi, za pół godziny ma być prom. Pytam grzecznie przemiłego młodego człowieka, czy załapię się na prom czy nie. Kto jak kto, ale on chyba powinien to na oko ocenić dobrze.
Spokojnie, zmieścicie się.
No to idziemy kupić bilety, jakieś napoje i czekamy.
I pojawia się, wyczekany Vladimir Nazor
I tak jak się pojawił...tak prawie równie szybko zniknął
Oczywiście bez nas na pokładzie jak się łatwo domyślić. Zmieścilibyśmy się, gdyby nie to, że miejscowi wpychali się bez kolejki i nikt nawet nie zwrócił im uwagi.
Nasi znajomi, którzy dostali się na prom mówili, że tam jeszcze by kilka aut weszło ale wszystko było strasznie niechlujnie zorganizowane.
Idąc oddać bilety mało panienki wzrokiem nie zabiłam, przemiły Pan zniknął z pola widzenia (najwyraźniej przewidział czym może grozić stanięcie mi w tym momencie na drodze).
Na kolejne przypłynięcie szanownego Vladimira nie miałam ochoty czekać. Ciskając gromy oczami zarządziłam wsiadanie do samochodu i odjazd. Straciłam prawie godzinę. Już dawno byłabym na końcu półwyspu. Poprzysięgłam, że choćby zakręty stały się ostrzejsze i drogi węższe za nic nie skorzystam z owej atrakcji zwanej Vladimir Nazor. Wrrrr.
Reszta drogi do Splitu minęła bez niespodzianek.
Zrobiliśmy jeszcze zakupy w Dolinie Neretwy: owoce, oliwa, miód
Nacieszyliśmy oczy nadzieją na autostradę prawie "do końca" naszej drogi
I autostradą prosto do Splitu.
Split zrobił na mnie wrażenie miasta blokowiska. Trochę pogubiliśmy się szukając naszego celu czyli Hostelu Spinut, ale gdzie nawi nie da rady tam koniec języka za przewodnika
Naszą kwaterą na najbliższe dwie noce okazał się akademik. Swoją drogą, mogłabym tam studiować. Nigdy nie dane mi było mieszkać w akademiku ale w takim mogłabym z miłą chęcią.
Rozpakowaliśmy się, odświeżyliśmy i żeby nie marnować czasu wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do osławionego Primosten
Ale o tym potem