Czas do naszej majówki w Chorwacji zbliżał się wielkimi krokami.
I wtedy – gdzieś w połowie kwietnia 2024r pojawił się również mój plan pracy na czerwiec.
Otworzyłam, przeczytałam i co za niespodzianka!!!
Mam dwa weekendy po kolei wolne!!!
Od razu napisałam do Kapitana: wiesz…mam wolne …… dokąd jedziemy?
Zanim dostałam odpowiedź już przeglądałam stronę z lotami.
A może zrobimy córkom niespodziankę i na dzień dziecka zabierzemy je w końcu do Grecji???
Zdecydowaliśmy w sekundę, że jedziemy.
Następnego dnia jeszcze na wszelki wypadek potwierdziłam u dyrekcji, że te weekendy będą wolne i natychmiast kupiliśmy bilety.
Nasze córy nawet nie były smutne kiedy oświadczyliśmy, że nie dostaną prezentów na dzień dziecka.
Ale jak usłyszały gdzie będą w ten ich dzień radość była ogromna.
Szybciutko klepnęliśmy jeszcze nocleg i można było zająć się przygotowaniem majówki chorwackiej.
Majówka się odbyła, wracaliśmy do domu bez żalu z perspektywa kolejnego wyjazdu właściwie za chwilę.
Grecja…..
Jak tam będzie???
Mieliśmy jechać cztery lata temu.
Tylko we dwoje.
Wszystko już było opłacone, porezerwowane.
Ale epidemia kataru nie pozwoliła nam wyjechać.
Wszyscy pozamykali granice a my – zamiast w Grecji – siedzieliśmy w domu.
I nie ukrywam – zraziło nas to trochę do wyjazdu.
Ale lata mijały a nasza frustracja tamtą porażką minęła.
I – co ważne – byłą niczym przy frustracji Chorwacją.
Stąd tak szybka decyzja żeby na własne oczy zobaczyć, porównać, wyrobić sobie własne zdanie.
Jedziemy.
W piątek 31 maja 2024 roku z samego rana wrzucamy nasze bagaże do samochodu, zahaczamy o osiedlowa piekarnię aby kupić pieczywo na drogę i o 6:30 ruszamy w nieznane!!!
Dla naszych córek będzie to pierwszy w życiu lot dużym samolotem.
Latały małą prywatną Cesną i były strasznie ciekawe jak będzie w takim większym.
Lot mamy z Balic więc czeka nas ponad 3 godziny jazdy.
Śmigamy eską a potem autostradą.
W samym Krakowie mocno tłoczno ale już niedaleko.
Zarezerwowałam parking pod lotniskiem.
Jesteśmy na nim prawie trzy godziny przed odlotem więc na spokojnie parkujemy.
Płacę za postój – za 9 dni 110 złotych.
Sympatyczna pani odwozi nas pod terminal.
Odprawiamy się jeszcze w domu, niestety nie mamy miejsc przy oknie.
Trudno.
Mamy jeden bagaż rejestrowy i każde z nas mały podręczny.
Stajemy w wielkim ogonku.
Na szczęście szybko idzie.
Oddajemy starannie w domu zważony bagaż – do limitu brak nam 10 dkg.
Wszystkie bramki przechodzimy sprawnie, obsługa w Balicach jest bardzo w porządku.
Gdzieś po drodze dziewczyny robią sobie zdjęcie z wakacji.
To co, możecie już wracać do domu?
Nareszcie otwierają nasza bramkę i wsiadamy do samolotu.
Teraz trochę stresu bo nie wspomniałam jeszcze.
Otóż wczoraj – w Boże Ciało – nasza Ewa obudziła się ze strasznym bólem ucha.
Rośnie Jej ósemka i stwierdziła, że ucho pewnie boli właśnie od zęba – bo bardzo Jej promieniowało.
Konsultowałam przypadek telefonicznie z zaprzyjaźniona panią doktor – potwierdziła, że ząb może dawać takie dolegliwości.
Ale przed konsultacją napisaliśmy smsa do zaprzyjaźnionego laryngologa.
Nie odpisywał stąd była konsultacja u lekarza rodzinnego przez telefon.
I wtedy laryngolog odpisał.
Kazał nam podjechać na oddział otolaryngologii do szpitala – Jego co prawda nie ma ale mieliśmy się zgłosić do jakiejś innej pani doktor.
Pojechaliśmy przekonani, że to jednak ból od zęba.
Przemiła pani doktor zabrała naszą Ewę do gabinetu, obejrzała gardło, nos, jedno ucho – wszystko było jak najbardziej ok.
I wtedy zajrzała do bolącego ucha i aż pobladła.
Błona nabrzmiała, na granicy pęknięcia, bordowa, bardzo ostre zapalenie ucha.
A my jutro lecimy!!!!
Gdyby nie samolot – nie byłoby strachu.
Ale nas czeka lot.
Wyszliśmy z listą zaleceń i stosem leków na recepcie.
Ewa ma absolutny zakaz kąpieli, nawet pod prysznicem ucho musi być zatkane.
Przed startem, już w samolocie ma w odpowiedniej kolejności wziąć trzy rodzaje leków do nosa, przed lądowaniem powtórzyć tę serię i powinno być w ok.
Na oddziale pojawił się nasz zaprzyjaźniony doktor – nie wytrzymał, przyjechał sprawdzić co z naszym uchem.
Dodał jeszcze parę wskazań od siebie.
Co jeszcze poruszyło mnie w trakcie wizyty w szpitalu.
Otóż w trakcie gdy Kapitan rejestrował Ewę na SORze aby była możliwość wypisania recepty ucięłyśmy sobie z Panią doktor miłą pogawędkę.
Takie tam o wyjeździe, o planach wakacyjnych i o …… Chorwacji.
Usłyszałam, że mąż Pani doktor był na majówce właśnie w Cro na kursie żeglarskim.
I – jak stwierdził – więcej tam nie pojedzie z powodu odstrzelenia cenowego Chorwatów.
Która to już osoba w ciągu ostatnich kilku tygodni mówi mi to samo???
Nie wiem ale chyba kilkunasta….
A my właśnie w samolocie, za chwilę start.
Ewa wzięła wszystko zgodnie z zaleceniami.
Ruszamy.
Kiedy można już było wstać poszłam sprawdzić czy wszystko w porządku.
Jest ok, nawet bardzo nie zatykało.
Lot oczywiście nie był problemem.
Zobaczymy jak z lądowaniem.
W międzyczasie jakaś kobieta zamieniła się z naszą Anią na miejsca więc miałam córę pod ręką.
Chwilę przed lądowaniem zaczęliśmy rozmawiać z mężczyzną siedzącym obok mnie.
Panowie we dwóch zaproponowali, że oni chętnie się przesiądą tak aby Ania miała szansę być przy oknie na czas lądowania.
Jak fajnie!!!
Ania szczęśliwa, Panowie także zadowoleni patrzyli na uśmiech na młodej twarzy.
Już jesteśmy nisko.
Ania – jak to Ona – uwielbia robić zdjęcia więc szaleje z telefonem.
W sumie wcale Jej się nie dziwię, sama też bym pstrykała widząc takie cuda pod sobą.
Już jesteśmy prawie na miejscu.
Lądowanie było z przydupieniem i strasznie mocnym hamowaniem.
I niestety Ewa nie zniosła go tak dobrze jak startu.
Mimo leków wziętych przed manewrem ucho przeraźliwie mocno Ją bolało.
Tak bardzo i tak nie przestawało, że skończyło się lekami przeciwbólowymi.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że do powrotu minie i obędzie się bez takich dodatkowych atrakcji.
Wysiadamy z samolotu.
Wcześniej jeszcze dziękuję sympatycznym panom za miejsce pod oknem, życzę miłego pływania bo jadą na rejs motorówką, mówimy sobie do widzenia choć nie sądzę abym ich jeszcze kiedykolwiek spotkała i idziemy po bagaż.
Torba bardzo sprawnie przyjechała.
Łapiemy ją i wychodzimy.
Jesteśmy w Korfu – stolicy wyspy o tej samej nazwie.