Pod kamienicami widać jakaś plażę i parasolki.
Zerkamy co tam na plaży ciekawego.
Naprzeciw Korfu jest mała wysepka przy której można kotwiczyć.
Przy nabrzeżu stoją giganty.
Ma maleńka wysepka jest śliczna, taki trochę łuk triumfalny.
Jeszcze szersza panorama miasta.
Nareszcie przyszedł wiatr.
Na sam koniec żeglugi możemy jeszcze postawić żagle i płynąć nawet szybciej niż na silniku.
Tak, na wysepce jest jak na Mazurach – zielona polana i jachty na kotwicach.
I jeszcze raz miasto.
Udało nam się pożeglować około godziny.
Niestety kanał podejściowy do mariny Gouvia zaczyna rosnąć nam przed dziobem.
Pora na zrzucenie żagli.
Resztę trasy pokonamy na silniku.
W maleńkim kościółku właśnie trwa ślub.
Ostatnie metry.
Jeszcze trzeba zatankować ale do stacji czeka ze trzy jachty.
Później weźmiemy zbiornik i doniesiemy, niewiele nam tego paliwa potrzeba.
Nie będziemy czekać w kolejce.
Kapitan już wcześniej zgłosił się na radio z pytaniem o miejsce.
Mamy przy głównym nabrzeżu – super, będzie blisko łazienek.
Ostatnie cumowanie.
Stoimy.