Jesteśmy na wyspie Erikousa – najbardziej wysuniętej na północ greckiej wyspie na Morzu Jońskim.
Chcemy od razu zapłacić za postój ale Pan obsługujący marinę mówi, że musimy podejść na drugą stronę zatoki z dokumentami bo tutaj nie ma kasy.
Zaraz przyjdziemy.
Bierzemy dokumenty łodzi, portfel i idziemy do biura.
Po drodze napotykamy wszystko mającą łódź.
Nasz pirs z drugiego brzegu zatoki wygląda tak:
Biuro mastera jest w tym różowym domku za naszymi plecami.
Wchodzimy.
Pan wita nas ogromnym uśmiechem.
Przeprasza, że się spóźnił ale za późno nas zauważył bo nie zgłosiliśmy się na radio na kanale 69.
To my przepraszamy, że się nie zgłosiliśmy.
Atmosfera przemiła, słyszymy od mastera, że bije od nad super pozytywna energia.
A ja myślę, że nasze nastawienie jest po prostu odpowiedzią na Jego uśmiech.
Chwilkę sobie rozmawiamy, uiszczam opłatę – drogo jak na Grecję ale to jednak marina z wszelakimi udogodnieniami – 40 euro za 11,5 – metrową jednostkę.
I wracamy do siebie.
Tam po lampce wina, podjadamy także fetę.
W marinie jest cichutko.
Idziemy jeszcze na krótki spacer.
Zaglądamy na plażę, chwilę wędrujemy po piasku i pora wracać na pokład i spać.