Postanowiłam napisać tę relację,ponieważ właśnie tu na forum uzyskałam wiele wskazówek i potrzebnych informacji.
W zeszłym roku nie byliśmy na wakacjach,za to dwa lata wstecz byliśmy nad naszym polskim morzem i cały tydzień lało.Zamiast leżakować na plaży i korzystać ze słońca oraz kąpieli,kupiłam córce kalosze Parasole poszły w ruch...super wakacje nie ma co! Poszliśmy z mężem raz do solarium,by choć troszkę kolorku nabrać,to nieźle się spaliliśmy,chyba lampy nie były dawno wymieniane....
W mojej głowie zatem gdzieś około grudnia zrodziła się myśl....a może następne wakacje będą w Tunezji,Turcji,a może Egipt? Nie mogę sobie przypomnieć jak to się stało,że wyszła Chorwacja,możliwe,że fotki z pięknymi plażami naprowadziły nas na trop...
Na forum przeczytałam wiele relacji,najpierw miał być Hvar,bo kocham lawendę i wszystko co jest z nią związane,potem Peljesac po relacji Roberto,ale w końcu stanęło na Stanici:)
Przeczytałam relację AgiSz i wpadłam jak śliwka w kompot...
W styczniu zarezerwowałam apartament w willi i zostało odliczanie do lipca.
Przez ten czas skarbonka robiła się coraz bardziej pełna,oszczędzanie dało taki efekt,że na paliwo starczyło i na inne opłaty np na winietki...
Minęła zima,wiosna,czerwiec,koniec roku szkolnego,zaczęło się wielkie szykowanie.
Maski,rurki,buty do wody,cała lista tego była,apteczka gotowa na każdą ewentualność,troszkę jedzenia z Polski i wody do picia...
5 lipca w sobotę wyjazd zaplanowany na godziny wieczorne.
Auto umyte,odkurzone,mój mąż ma bzika na tym punkcie i możemy jechać....oczywiście tankowanie na stacji do pełna.Czy to już? No nareszcie zaczyna się nasza pierwsza podróż....
Wybraliśmy trasę przez Niemcy,Austria,ominięcie płatnego odcinka w Słowenii i Chorwacja nasza...
Większość trasy pokonał mój mąż,ja natomiast jechałam w Austrii tunelami,gdzie nie było mi do śmiechu,gdy trafiłam na ten najdłuższy chyba z 10 km miał
Około 1 w nocy na jednej ze stacji zakupiliśmy winiętę austriacką,autostrady spokojne,w nocy mały ruch,fakt,że widoczność ograniczona,ale co tam damy radę ....
Zmęczenie dawało się we znaki,ale wciąż wspierając męża a to podając Red Bulla,a to cukiereczki mijaliśmy kolejne kilometry...
W Słowenii postanowiliśmy na stacji ze dwie godzinki się zdrzemnąć i tak też zrobiliśmy....lekko zaczynało kropić...
Myślę....a co to deszcz? O nie! Nie po to tyle km gnamy,żeby znów z parasolką spacerować.Moja mina była komiczna:)
Po drzemce ruszyliśmy dalej ,przecież już tak blisko,coraz bliżej naszego miejsca wypoczynku:)
Objazd w Slowenii poszedł gładko,jak po maśle,ale byliśmy zadowoleni
Coraz mocniej padało,aż do granicy z Chorwacją.
W Chorwacji nadal pada...
Szkoda,że nie widzieliście mojej miny