Witajcie.
Ponieważ obiecałem opisać wspomnienia z naszych ostatnich wakacji, niniejszym spełniam obietnicę. Nie będzie nic odkrywczego, ani wybitnych zdjęć, ale chciałbym, aby ta relacja posłużyła jako informator, bądź przewodnik dla tych, którzy będą chcieli odwiedzić opisane tutaj miejsca, a dla tych, którzy już je zwiedzili, może będzie miłym wspomnieniem.
Będzie też trochę więcej tekstu, no ale "guided tour" nie może zawierać samych zdjęć, więc jeśli ktoś nie lubi czytać, mi dispiace molto.
Gdzieś czytałem, że współczesna turystyka ma swoje korzenie w XVII/XVIII wieku. Wówczas arystokraci, intelektualiści, a także młodzi dżentelmeni, przed podjęciem studiów na elitarnych uczelniach, wyjeżdżali na tzw. „Grand Tour”. Często był to roczny objazd Włoch.
Taka podróż nie tylko kształtowała charaktery, ale również otwierała umysł na piękno i kulturę, ponieważ Włochy, to harmonijne połączenie piękna przyrody z bogactwem zabytków. Na „Grand Tour” wybrali się między innymi Monteskiusz, Lord Byron, Wolfgang Amadeusz Mozart, czy Stanisław August Poniatowski.
Nasz "Grand Tour", niestety nie trwał rok, lecz tylko dwa tygodnie, ale ... doświadczyliśmy podobnego olśnienia.
Jak twierdzą mistrzowie ceremonii, im krótsza zapowiedź, tym lepsza. Andiamo!
Dzień 1 - Feldkirch
Wyruszyliśmy o godz. 1:00 w nocy, aby na obiad być w miejscu docelowym. Do przejechania mieliśmy 1170 km.
Pierwszy etap podróży przebiegał głównie autostradami. Najpierw polską "Autostradą Wolności", a następnie przez Niemcy
odcinkami autostrad A12 - A9 - A6 - A7 - A96. Pokonalibyśmy go całkiem sprawnie, gdyby nie to, że przez 3/4 trasy padało.
Ostatnie kilometry przejechaliśmy drogami lokalnymi, z tego powodu, że pierwotnie zamierzałem zatrzymać się nad Jez. Bodeńskim w Bregencji,
aby wjechać kolejką na szczyt Pfänder. Zjechaliśmy więc z niemieckiej autostrady nr 96 na węźle Lindau.
Ostatecznie zrezygnowałem z tej atrakcji, a stamtąd do celu było niecałe 40 km. Postanowiłem więc nie kupować austriackiej winiety i drogą lokalną nr 190 skierowaliśmy się do celu dzisiejszego etapu:
O godz. 16:00 dotarliśmy na pierwszy nocleg tranzytowy, który zarezerwowałem przez serwis booking.com. Było to schronisko Jugendherberge Feldkirch, które mieściło się w urokliwym, średniowiecznym budynku. Za pokój rodzinny ze wspólną łazienką, zapłaciliśmy 75 euro i był to najtańszy nocleg w okolicy,
jaki udało mi się znaleźć w tym terminie.
Feldkirch leży w dolinie górnego Renu, w regionie Vorarlberg, najbardziej na zachód wysuniętym kraju związkowym Austrii. Zostało założone w XIII wieku
i do dziś zachowało niepowtarzalną atmosferę dawnych wieków. Dzięki korzystnemu położeniu niedaleko Jeziora Bodeńskiego oraz przy szlakach wiodących
do Szwajcarii i Liechtensteinu, miasteczko przez stulecia słynęło jako prężnie działający ośrodek handlu.
Otoczone łagodnymi, zielonymi wzgórzami, przyciąga turystów swoim klimatem oraz dobrym zapleczem noclegowym i gastronomicznym. Znane jest z takich imprez jak doroczne targi wina, czy jarmarki adwentowe.
Okolica zachęca do wędrówek i taka wędrówka była w planie, ale znowu rozpadało się, więc zrezygnowaliśmy ze zwiedzania. Byłem mocno niezadowolony, ponieważ jutro czekał nas ważny, bo tytułowy etap podróży, a prognozy nie były pomyślne.
to be continued