Około dziewiątej ruszamy na trasę. Dla przypomnienia, jesteśmy na drodze nr
B107 i zamierzamy jechać w kierunku północnym do Zell am See.
Ta alpejska droga łączy dwa kraje związkowe – Salzburg i Karyntię, dając możliwość podziwiania wprost z okien samochodu alpejskich trzytysięczników
wraz z najwyższym szczytem Austrii.
Mijamy pięknie położone, austriackie miejscowości. Jedna z ostatnich to
Heiligenblut am Großglockner - ośrodek narciarski, malowniczo położony w samym sercu Parku Narodowego Wysokie Taury.
Później jeszcze tylko malutkie Wolkersdorf i dojeżdżamy do
punktu poboru opłat od strony południowej. Od strony północnej punkt znajduje się w miejscowości
Ferleiten. Odległość między nimi to ok. 30 km. Na tym odcinku droga B107 jest płatna.
Jest ok. 9:30. W kolejce jest kilka samochodów. Szybko orientuję się, że kolejka w ogóle się nie przesuwa.
Przed nami stoi motocyklista z Węgier. Podchodzę do niego i pytam czy wie, w czym jest problem? Mówi, że są złe warunki na trasie i zastanawiają się,
czy ją otworzyć.
Oh scheisse - ciśnie się na usta.
Grossglockner Hochalpenstrasse jest otwarta od początku maja do końca października, ale jak widać, w środku sezonu też można trafić na niespodziankę. Znajdujemy się przecież w terenie alpejskim, gdzie w każdej chwili może dojść do nagłej zmiany pogody. Ciepła odzież może się przydać.
Obsługa informuje, że sytuacja powinna wyjaśnić się za jakieś 45-60 min. Na trasę zostaje wysłany sprzęt do udrożnienia drogi.
Czekamy i podziwiamy piękne widoki.
Mija godzina, załoga zaczyna szemrać, że pewnie nic z tego nie będzie i tylko tracimy czas, a do domu jeszcze 1200 km.