24 czerwiec- piątek: Wiedeń Ring
Z naszej bazy do stacji metra było dosłownie 3 minutki dreptania, więc metro stało się naszym głównym środkiem komunikacji. Bilet na 48h kosztował 4,5 euro, więc nie było cenowej tragedii. W ogóle to odniosłam wrażenie, że jedzenie w sklepie lub knajpie, czy też bilety wstępu cenowo nie odbiegają zbytnio od naszych polskich.
Większą część piątkowego dnia spędziliśmy w okolicy tzw. Ringu, gdzie porozrzucane są miejsca warte zobaczenia.
Na pierwszy rzut Stephansplatz.
Myli się ten, kto sądzi, że chodzi tu o Stefana.
Jest to bardzo częsty błąd popełniany przez Polaków, powielany nawet w przewodnikach po Wiedniu. Stephan to w austiackim niemieckim odpowiednik polskiego Szczepana. Znajdujący się w centrum miasta plac nie zawsze był punktem centralnym miasta. Aż do początków XVIII wieku na jego miejscu znajdował się cmentarz. Obecnie jest to najbardziej chyba multikulturowe miejsce stolicy Austrii - Wiednia.
Codziennie spotkać tu można ludzi rozdających zaproszenia i bilety na wystawy, spektakle teatralne, koncerty, bale itp. imprezy. Występują tu również muzycy, mimowie i inni artyści oraz jest tu postój dorożek.
Na placu stoi też kontrowersyjne centrum handlowe Haas-Haus, co pokazuje, że budowanie centrów handlowych w środku miasta, gdzie pasują one jak świni kamizela, to nie tylko polska domena. Tutaj rozpoczynają się praktycznie wszystkie wycieczki po Wiedniu. Stąd można udać się praktycznie w każdą stronę żeby zobaczyć coś ciekawego.
Dalej kieszonkowy przewodnik kieruje nas do domu Mozarta.
Później pokręciliśmy się trochę po okolicy.
Na naszej drodze stanął Kościół św. Ruprechta. Położony jest on na cichym placu Ruprechtsplatz, na krańcu dzielnicy żydowskiej, która ciągnie się w kierunku Judenplatz.. Jest to najstarszy kościół Wiednia, wielokrotnie rekonstruowany i przebudowywany.
Nagle weszliśmy w sam środek regionalnego targu, od razu rzuciła mi się w oczy budka z winem
Butelka za 5 euro, to prawie za darmo