Dlaczego taki tytuł? Już wyjaśniam.
To nasz trzecie podejście do wyjazdu i w końcu się udało. Dotychczas zawsze coś stanęło na drodze , a to problem z urlopem innym razem choroba.
Ruszamy z okolic Torunia 16.08.2008 o 9 rano w strugach deszczu. Dojeżdżamy do Torunia i nieprzewidziany postój, młodszy syn ma problemy żołądkowe. Stoimy na parkingu i przerażenie w oczach...co dale..? Biegnę do apteki po jakieś leki, mały wypija co trzeba, jeszcze chwile na powietrzu i ruszamy. Co jakiś czas postój na stacjach benzynowych bo tym razem boli brzuch. Tak udaje nam się dojechać do Łodzi a tu następna niespodzianka, w aucie zapala się kontrolka że cos nie tak z filtrem paliwa. Zatrzymujemy się, próbujemy dzwonić do serwisu ale niestety sobota po południu więc nic z tego. Mąż zabiera się do roboty, okazało się że to nic takiego, kłania się nasze paliwo a raczej woda która w nim jest. Już miałam wizję że to coś poważnego i będziemy musieli wracać ale na szczęście udało się i jedziemy.
Młodemu już nic nie dolega więc kilometry ubywają, czas leci i Chorwacja coraz bliżej.
Tankowanie na ostatniej stacji w PL i dalej przez Czechy, Słowacką autostradą , Węgry droga 86, Słowenia i tutaj zatrzymuje nas policja, prawo jazdy i dowód rejestracyjny chcą zobaczyć , pytają dokąd jedziemy i w drogę. Na granicy słoweński celnik przegląda paszporty, wbija pieczątki a chorwacki każe jechać dalej.
Takim to sposobem o północy jesteśmy w Chorwacji. Zmęczenie daje znać o sobie więc co jakiś czas zatrzymujemy się na stacjach benzynowych, usiłujemy spać ale jakoś się nie udało.
Jesteśmy pod wrażeniem dróg w Chorwacji. Na bramkach płacę kartą bez problemu.
Zaczyna switać i z autostrady zjeżdżamy w kierunku Zadaru aby podziwiac widoki z magistrali.
Dojeżdżamy do Zablace, oglądamy camp ale chłopakom sie nie podoba plaża, kręcą nosami więc jedziemy na Jasenovo, oglądamy camp, jest slicznie ale co z tego skoro nie ma wolnych miejsc. Wracamy w stronę Sibenika i w Brodaricy zjeżdzamy na camp i tam zostajemy. Miejsce nie rzuciło mnie na kolana ale bylismy zmeczeni po podrózy i załozyliśmy że następnego dnia możemy sie przenieśc w inne miejsce.
Rozbijamy namiot, niezbedny okazał sie młotek i solidne metalowe pręty zamiast typowych śledzi /dzięki wam wiedziałam w co sie zaopatrzyć jadąc do cro/
Dzień upływa nam leniwie na plażowaniu.
Nie mamy konkretnych planów co i kiedy zwiedzamy więc wszystko dzieje sie spontanicznie.
W poniedziałek od rana plaża i słodkie lanistwo. Tutaj przychodzi do nas gość i oferuje fishpicnic na Kornati za 260 kn od osoby. Po lekturze forum wiem swoje i nie korzystamy z jego oferty.
Po południu jedziemy do Sibenika. Zwiedzamy, spacerujemy po wąskich uliczkach.
Wieczorem zaliczamy pyszną pizzę w towarzystwie kota i wracamy na camp.