Witam, zachęcony lekturą relacji forumowiczów postanowiłem podzielić się swoimi wrażeniami z podróży do Stambułu.
Po drodze liznęliśmy trochę Rumunii, kilka dni byczyliśmy się nad Morzem Czarnym w Bułgarii, potem Stambuł.
Następnie tydzień spędziliśmy na wyspie Thassos i w drodze powrotnej zwiedziliśmy jaskinię Bardla na Węgrzech i Domicę na Słowacji. To tyle w skrócie, przejdźmy do szczegółów:
Wyjazd 30.06.2012 godz 5.00, pierwszy etap to trasa z Tarnowskich Gór do Sapanty i dalej do Rozavlei w Rumunii, region Maramures.
Jedziemy przez wschodnie Słowację i Węgry( na Słowacji omijamy autostradę pomiędzy Preszowem a Koszycami starą drogą nr 68 - to tylko 23 km a nie trzeba kupować winietki), przejeżdżamy przez region Tokaj więc w miejscowości Tarcal zaopatrujemy się w miejscowe wyroby w płynie. Sklepik jest przy głównej drodze ale można płacić tylko w forintach więc wracamy kilkaset metrów do bankomatu. (1200f/2l winka)
Winnice i dziwna budowla w okolicach Tokaju:
Wjeżdżamy do Rumunii przez przejście w przy Satu Mare, na pierwszej stacji kupujemy winietkę - jest obowiązkowa - przy przejeździe przez most nad Dunajem w Giurgiu/Ruse sprawdzają.
Przy wyjeździe ze stacji zaliczam wielką dziurę, ale uff nic nie urwałem.
Mała dygresja o drogach: generalnie w Rumunii drogi są niezłe (porównywalne do naszych), szczególnie te główniejsze. Na mniej uczęszczanych trzeba być czujnym, bo nagle z pięknego asfaltu możemy wpaść na szuter lub trafić na poprzeczną,głęboką wyrwę - można urwać koło.
Około 16 dojeżdżamy do Sapanty - zjeżdżamy z głównej drogi w kierunku "wesołego cmentarza" - Cimitirul Vesel - są drogowskazy więc nie da się zabłądzić.
Cerkiew jest w remoncie:
O wesołym cmentarzu napisano już dużo na tym forum więc nie będę się powtarzał, nie wiem jak było wcześniej, ale w tym roku za wstęp trzeba płacić - na szczęście tylko kilka lei - a warto.
Niektóre nagrobki zapomniane:
Jest 17, ale ponieważ to czerwiec i jest długo jasno decydujemy się jechać do doliny Izy i tam poszukać noclegu.
Dygresja nr2: podczas kilku dni w Rumunii nie mieliśmy żadnego problemu ze znalezieniem miejsca do noclegu, w "turystycznych" miejscach dużo pensjonatów i kwater prywatnych - reklamują się tabliczkami na płotach i domach, standard pokoi dobry, czyste, z łazienkami - może mam szczęście ale generalnie lepsze niż w Polsce - a specjalnie nie grymasiłem.
Dojeżdżamy do Rozavlei w dolinie Izy, żona wypatrzyła tabliczkę z napisem Agroturystyka, zjeżdżamy z głównej drogi i z pomocą tubylców odnajdujemy nasz pierwszy nocleg:
Cały domek jest do wynajęcia, gospodarze (młodo/stare małżeństwo - właściciel wyraźnie starszy od żony - pracował i dorobił się we Francji) mieszkają w osobnym domu. Cena 50 RON za pokój 2-3 osobowy - są 4. Jest lodówka, czajnik a w ogrodzie kuchnia:
Koleżanka małżonka powiedziała:"ja też takie coś chcę!!!!!"
Gospodarz częstuje księżycówką, wypijamy po jednym, no może 2 3 i zmęczeni idziemy spać.