Dzień 4 / 17.09.2015Perła Adriatyku (?)Tym razem opuszczamy półwysep i kierujemy się jeszcze bardziej na południe.
Do odwiedzenia mamy cztery lokalizacje więc wyruszamy o 7, aby być w okolicach 9 na szczycie pewnej góry zwanej Srd. Tutaj za równowartość 108kn/osoba można kupić obustronny bilet na charakterystyczny pomarańczowy wagonik kolejki linowej:
Zainteresowanych rozpoczęciem zwiedzania Dubrovnika (bo to o nim oczywiście mowa) od zjazdu kolejką na dół muszę jednocześnie jednocześnie przestrzec i pocieszyć
Przestrzec przed podjazdem na górną stację kolejki. O ile dojazd do wsi Bosanka (jadąc magistralą w kierunku Czarnogóry musimy przejechać Dubrovnik i nielegalnie skręcić w lewo na ową Bosankę) jest całkiem fajny, od biedy jest się gdzie minąć i jest nawet szeroko, to podjazd na sam Srd do łatwych nie należy... Po pierwsze jest baaardzo stromo, bo drugie jest baaardzo wąsko, po trzecie pobocza raczej brak, lub są na nim wielkie kamienie i dziury... (ja miałem mega spinę z upartym rowerzystą, który miał szczęście, że moja narzeczona mnie uspokoiła już na parkingu, bo bym chyba gościa udusił...
)
Pocieszający jest fakt, że na górze mamy darmowy parking, darmowe WC i... absolutnie wyjątkowe widoki, które pozostają na zawsze w pamięci...
iii... clou programu:
Na górze (i na dole) nieprzebrane tłumy turystów głównie z krajów azjatyckich, po odstaniu swojego w kolejce wsiadamy do wagonika i po kilku minutach jesteśmy zaledwie kilka kroków od starego miasta:
Powłóczyliśmy się dwie godzinki po starym mieście, wypiliśmy najdroższą kawę w życiu (25kn/ filiżanka) i zgodnie stwierdziliśmy, że pora udać się dalej, bo tutaj jest zbyt "ciasno" i zbyt "duszno". Jakoś nie lubię ścisku i tabunów zorganizowanych turystów, Dubrovnik oczywiście jest piękny, ale cały jego urok ginie gdzieś w tym tłumie, absurdalnych momentami cenach i niestety sporej ilości odchodów zwierzęcych na bocznych uliczkach.
Na wejście na mury ostatecznie nie zdecydowaliśmy się, było tego dnia gorąco (32st C), cena wysoka (100kn/osoba), a Dubrovnik z góry zobaczyliśmy sobie ze Srd'a.
Wracamy kolejką na górę i tym razem już spokojnie zjeżdżamy na dół i znów nielegalnie jedziemy dalej na południe...
Zatoka umarłych hoteli...Jedziemy do okrytego złą sławą Kupari, oddalonego o zaledwie kilka kilometrów od Dubrovnika. Tutaj przeważają samochody na bośniackich rejestracach, wjazd na teren kompleksu nie jest zamknięty, każdy może tu wjechać i zaparkować za darmo gdzie mu się tylko podoba:)
Miejsce jakie jest każdy widzi, cały kompleks ma nieco post apokaliptyczny klimat, na eksplorację budynków nie miałem odwagi, bo zbyt bezpieczne to raczej nie jest...
Jeśli ktoś chciałby wchodzić do środka tych budynków to polecam solidne, pełne wysokie buty na grubej podeszwie, bo wszędzie leży pełno potłuczonego szkła, płytek, kawałków betonu, stali i bliżej niezidentyfikowanych śmieci.
Chodzenie po wnętrzach tych hoteli w klapkach czy sandałach może się skończyć tragicznie!
Odpuściliśmy też sobie plażowanie tutaj, bo choć plaża była całkiem ładna, a woda czysta to jakoś kąpiel w takim miejscu nie sprawiałaby mi przyjemności...
Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć "dla potomnych" (kompleks podobno ma kupić TUI) udajemy się na południe i docieramy do...
P.S W Polsce też mieliśmy takie nasze "Kupari", czyli Kozubnik w Porąbce.
Cavtat Zajechaliśmy tu niejako po drodze, głównie w poszukiwaniu dobrej pizzy i odrobiny odpoczynku.
Pizzę znaleźliśmy, odpoczynku chyba nie, ale o tym za chwilę.
A tutaj dwa zdjęcia dla spostrzegawczych:
Generalnie Cavtat to całkiem ładne miasteczko w dwóch zatokach oddzielonych cyplem porośniętym iglastym lasem. W mieście przeważają bogaci niemieccy i angielscy emeryci, atmosfera dość senna, w porcie kilka drogich jachtów, ładny widok na Dubrovnik i Kupari.
I... huk lądujących w Cilipi samolotów odrzutowych "pompujących" tłumy turystów do "Perły Adriatyku"
W ciągu godzin jaką spędziliśmy w restauracji nad naszymi głowami przeleciał 5-6 samolotów, które były już bardzo nisko, bo podchodziły do lądowania. Sorry, ale ja za taką miejscowość wypoczynkową to dziękuję! Dochodzi 14, zmęczeni marzymy już tylko o jednym, czyli kąpieli w orzeźwiających wodach Jadranu. W tym celu jedziemy (a jakżeby inaczej) na ... południe (!) i docieramy (nie bez przeszkód) do...
Konavoske Stijene - plaża PasjacaO tej plaży dowiedziałem się przypadkowo z blogu
crolove.pl i bez ich opisu w życiu byśmy na tą plażę nie trafili. Trzeba jechać do miejscowości Popovici, tam jakiś kilometr
ZA znakiem z nazwą miejscowości zwalniamy i uważnie obserwujemy prawą stronę jezdni;) Wypatrujemy małej dróżki w prawo na skrzyżowaniu gdzie rośnie orzech włoski i lawenda (orzech dość mały, lawenda we wrześnie nie kwitnie) jest tam też mały szary budynek z tabliczką (nie pamiętam dokładnie, ale coś w stylu T
urist info/Turist point), jak już trafimy na dobrą drogę to wąską ścieżynką jedziemy cały czas prosto między kamiennymi ogrodzeniami i wypatrujemy po naszej lewej stronie brązowych desek z różnymi napisami, a na samym dole będzie napis
Pasjaca. Kierujemy się tym znakiem i wjeżdżamy na bardzo wąską asfaltową dróżkę w dość gęsty las, po lewej stronie miniemy boisko i po chwili dojedziemy na mały leśny parking, gdzie stało kilka miejscowych gratów;) Teraz już łatwo znajdujemy ścieżkę na plażę, a resztę niech już pokażą zdjęcia, bo słowa tego nie są w stanie opisać
W mojej subiektywnej ocenie jest to najpiękniejsza plaża jaką kiedykolwiek widziałem i najważniejsze póki co (chyba?) jeszcze nieznana zmasowanym grupom turystyczny jadącym do Dubrovnika.
Miejsce ma też swoje drugie oblicze, klif podobno nie jest w 100% stabilny i po dłuższych opadach deszczu zdarzają się obsunięcia skał. Z tego powodu zalecam tam wizytę raczej w okresie kiedy od dłuższego czasu nie padało.
Oboje byliśmy (w sumie to nadal jesteśmy!) tym miejscem zauroczeni, może przyjemnie falowało, słonko grzało i najchętniej byśmy tam zostali na dłużej, ale płynący nieubłaganie czas pokazał na zegarze 17 więc niechętnie zebraliśmy się w drogę powrotną do Orebica, gdzie czekały już na nas pyszne lody w Oazie
Cdn...