Re: Do Chorwacji przez .... Czarnogórę z Bośnią na deser
No dobra, jak to mówią: Kończ Waść... więc dziś już skończę.
14.08, wtorek
Wstajemy o 6, trzeba się spakować, wczoraj nie zdążyliśmy.
Zanim dzieci wstały, większość rzeczy spakowana. Jest sporo szkła, trzeba to zabezpieczyć,
pamiątki nie mogą się rozlać w samochodzie, mają dojechać całe do domu.
Lecę do piekarni po pieczywo na śniadanie i na drogę.
Pakujemy auto, szybkie śniadanie, żegnamy się z właścicielką, ruszamy do domu.
Za Orebicem krótki postój w Konzumie/Maxi. Kupujemy Karlovacko radlery i jeszcze
jakieś Ozujsko o smaku grapefruita. Lądują pod przednim siedzeniem.
Pod drugim są kupione wczoraj „normalne” Karlovacka. Pamiątki…
W plastikach, więc w miarę bezpieczne.
Ruszamy dokładnie o 8.30.
Droga przebiega sprawnie, granice z Bośnią bez kolejki. Na razie super.
W Dolinie Neretvy zatrzymujemy się przy straganach. Żona kupuje melony.
Wysiadam. Pytam miłą panią o travaricę. Domacna? A jakżeby inaczej. Takiej szukam.
Daje mi do spróbowania. Mogę tylko powąchać. Piękny zapach…
Koliko ? 50 kun. Mogę w Euro ? Tak, po 7. Poproszę 2 razy. Hvala…
Jakoś znajduje miejsce w bagażniku na te pamiątki, ruszamy dalej…
Samochód znowu zaczyna gwizdać przy przyspieszaniu, niepokojący jest ten dźwięk.
Boję się, że to turbina. No wtedy to będzie nieszczęście…
Powoli, przez górki dotaczamy się do autostrady. 140 km za nami. Teraz już szybciej.
I samochód przestał gwizdać… Na pierwszej stacji staniemy zatankować.
Po tankowaniu zamieniam się z żoną, teraz ona poprowadzi.
Przed Zagrzebiem wsiadam znów za kierownicę.
W Lucko płacimy za autostradę kartą, tu nie ma kolejek jak do bramek gotówkowych.
Mazda chyba mnie nie lubi, tylko ruszyłem, znów ten gwizd… I dym…
Przed granicą węgierską zatrzymujemy się, żeby zatankować.
Zaglądam do silnika, pod pokrywę.
Chyba jednak puścił „beton” Zeljko i dlatego dymi… Gwizdanie to wina taśmy…
Niestety, a może i stety, znów to samo.
Na granicy stoimy pół godziny. Są dwie kolejki.
Oczywiście stanąłem w tej wolniejszej. Zawsze tak jest, zawsze …
Trzeba naprawić samochód. Zatrzymujemy się na stacji, kupię taśmy i klucz 10.
Taśmy są. Narzędzi nie ma. Pytam sprzedawcę…
Weź człowieku i wytłumacz Madziarowi, że chcesz klucz 10, próbuje… nie da się.
Narysowałem mu. Rysuję jak małpa, ale chyba się domyślił. Kręci głową. Nie ma.
Na następnej stacji są narzędzia. Klucz w kształcie litery T z końcówkami. Kupuję.
Podnoszę maskę. Biorę klucz w dłoń. Przykładam do śruby. Lekko poszło…
Nie, nie poszło… Kur… klucz się rozleciał…
Wracam na stację. Nie wymienią mi. Tłumaczę czego chcę, dłuuuuugo tłumaczę…
Zrozumiał, przynosi z zaplecza klucz płaski 10/11. Mówi mi „gratis”
A tamte ? Kręci głową … Nie wymieni … Kasy też nie odda … Będę miał pamiątkę…
Zdejmuje pokrywę. Okręcam taśmą na grubo. Aby do domu, tam wymienię…
Wytrzymało.
Dalej w miarę szybko leci. Cały czas autostrada. Budapeszt, granica, Bratysława, Żylina.
Muszę się zatrzymać zatankować, chyba nie starczy mi do Polski, nie będę jechał na oparach.
Słowacja. Wlewam za 10 Euro, wystarczy, idę płacić. Krótkie spodenki, krótkie rękawki, sandałki…
Patrzą na mnie jak na kosmitę. Co jest ? Wracam do samochodu, patrzę na termometr.
Jest 8 stopni…
Tankuję do pełna w Pszczynie. Też się dziwnie patrzą… 12 stopni…
Ruszam ze stacji. Jakoś tak dziwnie ciemno przede mną.
Zatrzymuję się. Kur… Spaliła się żarówka od świateł. Trzeba zmienić…
Zastanawiałem się kiedyś po co komu w telefonie latarka. Teraz już wiem…
Mijam Częstochowę. Jak jechać ? Na Łódź i autostradą do Warszawy, czy na Janki.
Jadę na Łódź. Autostradą szybciej będzie.
Wjeżdżam na autostradę. Zwężenia na następnych 31 km… No to sobie pospieszyłem.
Zaczyna padać deszcz. Chce mi się spaaać…
Zatrzymujemy się na MOP-ie. Też ktoś wymyślił… Jeszcze ta nazwa „Mogiły”…
Pół godziny drzemki. Już dobrze. Jeszcze najwyżej godzina do domu…
Dojeżdżamy o 6.30. Po 1820 km.
Od wyjazdu z domu 4447…
Wnosimy bagaże. Jadę do garażu wstawić Mazdę.
Moja służbowa Skoda byczyła się tam przez cały urlop. Nie chce teraz zapalić.
Zawsze coś… Zawsze kur… coś. Dwa lata temu też tak było…
No nic, wypycham. Otwieram maskę. Podjeżdżam Mazdą. Podpinam kable rozruchowe.
Coś chrobotnęło. Kur… Skoda się zamknęła … z kluczykami w stacyjce…
Trudno, nic to, mam przecież assistance. Dzwonię. Jestem już „źdźbło” wk…
„Będzie w ciągu godziny, ale tego ubezpieczenie nie obejmuje. Musi pan zapłacić.
Trzeba było samemu nie próbować odpalać, tylko od razu wezwać pomoc.”
Ile ? 240. Uff… Dobra niech przyjeżdża…
Przyjechali, otworzyli, odpalili i skasowali mnie na te 240 złocistych.
Do domu dotarłem po 9.
Tak właśnie dobiegł końca nasz urlop 2012.
Zostały wspomnienia, zdjęcia…
PS
Dziękuję naszym przyjaciołom Jarkowi i Zbychowi z rodzinami za wspaniałe wakacje.
Nie pierwsze nasze i mam nadzieję, że nie ostatnie. Jeżeli z czymś podpadłem, przepraszam…
Obiecuję, że to było przedostatni raz…Nasze najlepsze wakacje ?... nieee, te dopiero przed nami…
PS2
Mam nadzieję, że w tej relacji znalazła się choć jedna informacja, która komuś wyda się
pomocna i uzna, że nie zmarnował swego czasu na czytanie tego wszystkiego…
Pozdrav