Dochodziła już 20, kiedy naszym oczom ukazał się Balaton.
Nocleg zaplanowaliśmy w jego północnej części, w mieście Siofok, żeby następnego dnia było jak najbliżej do domu i żeby łatwiej było znaleźć jakieś pokoje, albo kemping. Ponieważ jezioro ma ponad 70 km długości, trochę trzeba było się najechać wzdłuż brzegu, żeby dotrzeć na miejsce. Kiedy dojechaliśmy do miasta było już po zachodzie słońca, a mimo to na termometrze 30 stopni. W planie była wieczorna kąpiel, ale stwierdziliśmy, że najpierw trzeba znaleźć nocleg. Czytałam, że nad Balatonem jest mnóstwo miejsc noclegowych, więc jechaliśmy zupełnie w ciemno.
Najpierw postanowiliśmy spróbować w hostelu. Chłopacy wysłali mnie i Emilę, żebyśmy poszły zagadać. Zagrzybiała recepcja i cena 10 Euro od osoby, spowodowała, że postanowiłyśmy szukać dalej. Dookoła pełno było luksusowych willi, ale baliśmy się tam zapytać o cenę. Stwierdziliśmy, że może jednak kemping. Znaleźliśmy kemping w nawigacji, ale kiedy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że już nie istnieje. W drodze powrotnej znaleźliśmy coś jakby kemping. Tym razem wysłałyśmy chłopaków, żeby zobaczyli co i jak. Po dłuższej chwili wrócili, powiedzieli, że są pokoje za 10 Euro i oznajmili nam swój genialny
plan. Miałyśmy iść z nimi, pooglądać pokoje, udawać, że nam się nie podoba i pokłócić się z nimi, żeby utargować do 7 Euro.
Poszłyśmy z nimi i zobaczyłyśmy rząd namiotów z plandeki. Jak się okazało, były to owe pokoje. Każdy namiot był podzielony na pół. W środku były 2 osobne pokoje, w których mieściło się łóżko, jakaś mała szafka, kibel i zlew. Ściany i sufit wyłożone były płytą kartonowo-gipsową, którą pokrywały czarne ciapki pleśni... Pryszniców, które były w jakimś osobnym budynku już nie miałyśmy odwagi oglądać. Wcale nie musiałyśmy udawać, że nam się nie podoba... Obie stwierdziłyśmy, że wolałybyśmy spać w jakimś rowie przy drodze. Chłopacy musieli powiedzieć właścicielce, że niestety, ale nie podoba nam się.
Musieliśmy szukać dalej. Wróciliśmy do centrum i rozdzieliliśmy się. Chłopacy poszli do hotelu, w którym nie było miejsc, a my do jednego z domów. W tym domu znalazłyśmy prześliczny apartament 4-osobowy za 12,5 Euro od osoby. Postanowiliśmy, że bierzemy.
Kiedy się rozgościliśmy było już za późno i byliśmy zbyt wykończeni, żeby gdziekolwiek iść. Wzięliśmy tylko szybką kąpiel, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać.