Po Perascie ruszyliśmy dalej. Wylądowaliśmy w Risanie. Ale moim zdaniem nic ciekawego. Wejście, żeby obejrzeć kawał podłogi 2 EURO. Podziękowaliśmy i pojechaliśmy dalej.
Obejrzelismy jeszcze grotę z malunkami
Probowaliśmy wjechać od strony Tivatu na półwysep do miejscowości Rose, ale niestety droga była w remoncie. Po przykrych doświadczeniach i braku oznaczenia na jak długim odcinku prowadzony jest remont, zawróciliśmy.
Z tego dnia pozostały nam takie zdjęcie (pojechaliśmy starą drogą do Kotoru)
(te trzy ostatnie z Dobroty gdzie mieliśmy kwaterkę).
Następnego (już niestety ostatniego) dnia udaliśmy się w stronę Cetynii. Tam miałem małą przygodę drogową, bo na grodze dwupasmowej pojechałem kawek pod prąd. Później na rejestratorze okazało się, że nie było żadnego znaku nakazu skrętu w odpowiednią stronę , żadnego zakazu wjazdu nic. Zorientowałem się że coś jest nie tak po jakiś 150 m. Szczęśliwie było jak zawrócić.
W Cetynii udało mi się przekonać moją lepszą połowę, żebyśmy wjechali na Lovcen. Cetyni nie zwiedzaliśmy bo deszcz.
Podobno z góry widoki piękne. Podobno, bo do tej pory nie wiem.
Wjeżdżamy na górę. Lepsza połowa mówi jak będzie wąsko, albo nie będzie barierek to zawracamy. Szczęśliwie mijamy się na samym początku z dużym terenowym wozem bez problemu, co rozwiewa argumenty o zawróceniu. Widzieliśmy, że jest zachmurzenie, ale jako że nie raz zdarzało się, ze chmury są tylko do pewnej wysokości stwierdziliśmy, że spróbujemy, a nuż widelec.
Dojechaliśmy na górę a tam....
Do Mauzoleum wszedłem, ale nic jakoś szczególnie atrakcyjnego. Choć muszę przyznać, że wrażnie robi, nawet we mgle.
dodatkowo znany już widok, ale z mniejszą wartością:
to był rekord na tym wyjeździe 2 st C. A no górze padał lekki śnieg. Ostatni dzień wyjazdu nad Morzem Śródziemnym..........
Pozdrav