Jako, że pogoda trochę pomieszała nam szyki w Kotorze, do którego dojechaliśmy "z przygodami" (ale o tym później), nadrobimy nieco zaległości. Jeszcze w Petrovacu zrobiło się raczej "bałtycko"
- wietrzenie, deszczowo i pochmurnie. Szczęśliwie padało w zasadzie tylko w nocy. I choć wymarzyliśmy sobie nieco więcej słońca, to góry osnute mgłami wyglądało pięknie i tajemniczo. Wybraliśmy się zobaczyć Stari Bar i Ulcinij.
Tak prezentował się Stari Bar z parkingu
miejscowi skasowali nas na parkingu 2 EUR, mimo braku oznaczeń, że postój jest płatny. Dostaliśmy jakiś świstek do włożenia za szybę, ale jakoś inne samochody go nie miały
. Nie bardzo jednak mieliśmy wyjście, więc zapłaciliśmy i poszliśmy zwiedzać.
po drodze, pod murami są urocze restauracyjki
i meczet
w murach rośnie olbrzymi cyprysik wpleciony korzeniami w szczeliny
a to już Stari Bar - piękne, malownicze, kamienne, stare, opuszczone miasto. Pełne pustych ruin domów, cerkwi i budowli muzułmańskich, otoczone murami... położne pod wysokimi górami, co dodaje mu jeszcze więcej uroku. Miły był brak tłumów, spotkaliśmy chyba tylko jedną grupę Rosjan.
turecki akwedukt
islamska wieża zegarowa odmierzająca pory modlitwy
a dalej pozostaje już tylko zagubić się, mijając kolejne bramy...
przejścia i zaułki...
i detale
... a w tle wysokie góry spowite chmurami
W Starim Barze spotkaliśmy miłą kotkę, nawołującą nas miauczeniem. Okazało się po jakimś czasie, że w jednym w opuszczonych domów ma młode. Jako, że na Bałkanach jesteśmy już 4. raz - wiedzeliśmy, że jest to kocia kraina. A, że w tych okolicach koty są biedniejsze, zawsze mamy coś do jedzenia na wypadek spotkania potrzebującego zwierzaka. Poczęstowaliśmy kotkę i kocięta puszką pasztetu (w Petrovacu nie znaleźliśmy w żadnym z marketów kociego jedzenia) oraz lokalną wodą mineralną (tylko taką mogliśmy zaproponować).
Oto kotka (maluszki były urocze, ale nie chceliśmy stresować ich aparatem, żeby spokojnie się najadły).
Po Starim Barze pojechaliśmy do Ulcinij, który też ma starówkę. Nieco mniej imponującą, ale wartą odwiedzenia. Wielkim plusem było to, że byliśmy chyba jedynymi odwiedzającymi (może to wina pogody?).
Ma kilka uroczych miejsc. Muzeum było tego dnia akurat zamknięte.
Ponieważ Ulcinij leży już blisko granicy albańskiej, odczuwa się tutaj jej wpływy. Niestety jest wyraźnie biedniej, brudniej a na ulicach panuję większy chaos. Za to ceny są niższe, jest piaszczysta plaża i można dostać baklawę, z czego z wielką radością skorzystaliśmy