Tym razem w zastępstwie męża, który zaległ po wycieczce w Durmitorze, pozwalam sobie uzupełnić naszą relację.
Wczoraj po przyjeździe gospodarz ugościł nas śliwowicą oraz talerzem prsta z kozim serem. Całe szczęście, że dostałam lżejszą, babską wersję napitku - piwo, ponieważ po gorliwości, z jaką gospodarze uzupełniali nadpitą śliwowicę, dziś chyba nie wstałabym na wycieczkę
. Jako, że bardzo lubimy góry pod każdą postacią nie mogliśmy odpuścić takiej okazji
. Żablijak jest położony na wys. ok. 1500 m n.p.m., więc nawet przy niewielkim wysiłku można znaleźć się w samym sercu Durmitoru
. W wyżowej pogodzie prezentował się niezwykle malowniczo. W wyższych partiach cały czas zalega śnieg, co widzieliśmy jeszcze z drogi.
Rano przymrozek, a gdyby wyjeżdżać o 7 rano, to nawet skrobanie (widok z okna):
Też mi majowy urlop na południu Europy
Na szczęście szlaki w zasięgu pieszym, więc nie musieliśmy się trudzić
.
Ponieważ wszystkie drogi prowadzą przez Crne Jezero, od niego zaczęliśmy
Nie lubię przepaści no i dodatkowo ten śnieg... więc wybraliśmy szlak opisany w przewodniku jako łatwy. Najpiewr Jablonow Jezero, potem wejście na Crveną Grede i północną stroną z powrotem do Zablijaka.
Szlak piękny, poprowadzony przez malownicze tereny. Ludzi jak na lekarstwo, byliśmy niemal sami na szlaku. Tylko majestat gór.
droga przez wioskę górską
Niestety oznaczenie szlaku pozostawia wiele do życzenia. Miejscami nie ma z tym problemu, jednak nie wiedzieć czemu szlak od jakiegoś etapu przerzucił się z drzew na kamienie. Malowania nie są najświeższe, więc bywało, że zamiast podziwiać widoki, wypatrywaliśmy oznaczeń. Wyglądały np. tak:
co na takiej kamiennej drodze, nie jest zadaniem łatwym
Jezioro przepiękne, częściowo jeszcze przykryte lodem
. Tutaj, poza Czrnym Jeziorem spotkaliśmy pierwszych turystów. Jak się później okazało, szliśmy w tę samą stronę.
Jablonov Jezero
Na szlaku całe mnóstwo wiosennych kwiatów. Łąki usiane krokusami
ponadto goryczki wiosenne, pierwiosnki, przylaszczki, zawilce, kaczeńce, fiołki, cebulice i warzynek wilczełyko. Cudnie!
I takie pachnące cudo, którego jeszcze nie zidentyfikowałam. Może ktoś zna?
Od ok. 1700 m n.p.m w zacienionych miejscach leżał śnieg. Wyżej, nawet na otwartym słonecznym terenie. Kiedy zeszliśmy na odgałęzienie szlaku na Crveną Gredę, szybko zaczęliśmy tracić rozeznanie. Płaty śniegu utrudniały orientację i nie wiem czy zdecydowalibyśmy się iść dalej, gdyby nie ci turyści spod Jablonow Jezera, jak się okazało Rosjanie. Nie wiem czy znali szlak, ale w miejscu, w którym zastanawialiśmy się którędy iść, oni po prostu poszli. I zaprosili, aby podążać za nimi. Tak też zrobiliśmy. Wydawało się, że to tylko jedno gorzej oznaczone m-ce, dalej było znacznie lepiej, przede wszystkim niewiele było śniegu.
Trasa była piękna
a z góry nasze Jablonov Jezero było jeszcze piękniejsze
Szlak niestety nie okazał się tak łatwy, jak wydawałoby się z przewodnika. Po wspięciu się na pewną wysokość zaczęliśmy pokonywać kolejne grzędy, gdzie już trzeba było pomagać sobie rękami. Ekspozycja nie była wielka, ale nie był to z pewnością łatwy szlak, przynajmniej w moim odczuciu. A po chwili doszedł do tego śnieg, który pokrywał już coraz większą powierzchnię. Z daleka widać było, że lśni w słońcu, jest zmrożony, przekształcony już pewnie m-cami w firm. Ten u nas, był twardy, suchy, ale miejscami zapadał się w kosówce, nie dając pewnego oparcia. I to nieszczęsne znakowanie. Rosjan zostawiliśmy trochę w tyle, ponieważ wcześniej dość dobrze nam szło, ale coraz dłużej szukaliśmy oznaczeń szlaku, aby wiedzieć którędy iść. A w takich warunkach zaczynało to być dość ryzykowne. Kiedy wpadłam zupełnie jedną nogą w taką dziurę, nie czułam nawet pod nią oparcia, dziura była tak głęboka, zaczęliśmy rozważać powrót. Poszliśmy jeszcze niewielki kawałek, ale uznaliśmy, że w takich warunkach to zbyt niebezpieczne. Szlak dopiero wspinał się na grzbiet Crvenej Gredy, a miał nią jeszcze iść i iść. Widzieliśmy, że śniegu jest tam coraz więcej, więc uznaliśmy, że to zbyt ryzykowne. I zawróciliśmy. Rosjanie byli chyba zaskoczeni, pytali "co, strasno?"
, ale ja poczułam wielką ulgę. Drogę powrotną urozmaiciliśmy sobie spacerem do Zmijnego Jezera, które wbrew nazwie jest oazą spokoju i areną miłosnych gier żab
. Po zmroku muszą pięknie śpiewać. Nie czekaliśmy jednak aż tak długo, tylko udaliśmy się do domu.
Jutro ponownie w góry, a potem przez Tarę z powrotem na wybrzeże. Czy macie może godny polecenia nocleg w Petrovacu? Musimy jeszcze poszukać, a czasu jakoś na wszystko brakuje
.