Witajcie
Post- jak w temacie- "na luzie" kompletnym ale i nieco prowokacyjnie.
Wróciłem 2 dni temu z Chorwacji- 2 tygodniowy pobyt w różnych miejscach (streszczając: Peliesac-> Dubrovnik-> Mostar -> Makarska/Baska Voda -> Split/Trogir/Primosten -> Sibenik -> Vodice -> Zadar -> Plitwickie Jeziora ).
Może za mało czytałem forum, może nie do końca odpowiednio się nastawiłem ale... wybierając się do Chorwacji miałem nadzieję na ceny żywności chociaż porównywalne z np. Greckimi. Naiwność kazała mi mieć nadzieję nawet na nieco niższe. Cena pobytu miała być kusząco niska- za pomocą znajomych, na Peliesacu, mieliśmy "zaklepane" kilka noclegów na małym campingu "przy płocie u pana Zenka". Może porównywalne ceny znajdą sie gdzieindziej- słodka naiwność podopowiadała.
To co zastałem na miejscu i o czym dane mi było się dobitnie przekonywać przez 2 tygodnie przerosło moje najśmielsze oczekiwania... A moje mieszane uczucia odnośnie Chorwacji przerastają nawet te towarzyszące spadającej teściowej w przepaść... w Twoim nowym samochodzie.
Po kolei:
- Wrażenia turystyczne z pobytu- bardzo pozytywne, Chorwacja to dość piękny kraj. Ciekawe widoki, kilka miejsc wartych zobaczenia (Dubrovnik, Split, w szczególności). Jak w każdym kraju- w każdym jest coś pięknego. Nie wydaje mi się jednak, żeby Chorwacja była pępkiem świata. Nieco Europy już widziałem i są ładniejsze miejsca.
- Drogi w na pewno lepszym stanie niż w PL (o gorsze drogi niż u Nas raczej trudno w większości Europy)- chociaż cena za autostrady na pewno wysoka w dodatku chamstwo na pierwszej bramce za przejściem w Letenye/Gorican przekroczyło wszelkie granice- "wynegocjowałem" przyjęcie karty kredytowej po 3 minutach ostrej dyskusji. Oczywiście początkowo "terminal nie działał". Tak, jestem informatykiem z zawodu, ale nie wiedziałem, że mam telepatyczne zdolności naprawiania terminali do aceptacji kart. Muszę sobie dopisać do CV.
- Zabierając namiot, materac i wszystko co mniej więcej potrzeba na pobyt campingowy (ale jednocześnie nie pół domu- jadę na wakacje a nie na przeprowadzkę, poza tym samochodem sportowym z dość małym bagażnikiem), miałem nadzieję na nieco niższe ceny niż np kwaterowe(i na podzielenie pobytu mniej więcej 50:50 camping i pokoje). Po drodze okazało sie, że campingi dzielą sie albo na takie "u pana Zenka za płotem" (i wtedy cena faktycznie niższa), ale bez żadnych udogodnień, lub droższe niż kwatery. Rezultat- w kwaterach spędziliśmy wszystkie oprócz czterech nocy.
Zaskoczony jestem do dziś- w Grecji normalne, dobrze wyposażone campy, były TAŃSZE (uwzgledniam oczywiście to, że jest słabszy PLN).
- Kwater prywatnych mnóstwo, ceny zróżnicowane, podawane w EURO (rozumiem nieufność obywateli CRO, ale HRK jest teraz w ERM2 o ile wiem, skąd aż taka nieufność? W jednym przypadku właściciel odmówił podania ceny w Kunach, bo... nie znał kursu). Ogólnie raczej trzeba się prosić o przeliczenie na kuny- raz mniej raz bardziej korzystne.
- Klimat miasteczek turystycznych w porzadku ale sprawy praktyczne porażają- wszędzie zakaz zatrzymywania z groźbą holowania, horrendalne opłaty za parkowanie, zero wolnych miejsc(chyba, że na jeszcze droższych parkingach). Żeby gdzieś się przejść, wykąpać- no MUSISZ kupić kwaterę, albo zdematerializować samochód. O to chodzi nastawionym na turystykę Chorwatom? Znów porównanie z Grecją- gdzie w praktycznie każdym mieście było mnóstwo miejsca o każdej porze no i za darmo. To samo z toaletami- miażdży to, że większość toalet jest płatna (o ile w ogóle czynna). W Grecji byłem w stanie zwiedzić w ciągu dwóch dni sporo małych ciekawych miasteczek turystycznych. W Chorwacji byłem przywiązany do tylko tego, w którym miałem pokój...
- Ceny żywności... począwszy od wszechobecnych "Konzum'ów" (kto wie czy to odmieniać i jak... ; ) ) skończywszy na knajpach i fastfoodach- okropna drożyzna. Nawet po zeszłorocznym kursie. Może to właśnie te Konzumy i brak dużej konkurencji to powoduje ale jednak... zastanawia mnie to. Ile wynosi PKB na mieszkańca w CRO, że tam może być tak drogo (pytanie retoryczne- wiem, że można w google znaleźć)? W każdym razie dla przeciętnych Chorwatów wyrazy współczucia.
Menu we wszelkiego rodzaju knajpach raczej monotematyczne, jedynym względnie sensownym cenowo (droższym mniej niż dwukrotnie w stosunku do PL) posiłkiem wydaje się pizza... Typowych fajnych fast foodów (znów Grecja miażdży bardzo tanimi Gyrosami np) w zasadzie brak. W niektórych miejscach kawałki... pizzy.
I tutaj dochodzę do sedna sprawy- wiem i z forum i od Polaków, z którymi rozmawialiśmy nieco na miejscu (a jak wiadomo Polaka w Chorwacji raczej łatwo spotkać), że po prostu... w knajpach nie jedzą, jedzenie przywożą... z Polski.
Zabijające... pomijając już nawet to, że w moim samochodzie nie miałbym w ogóle miejsca na wzięcie jedzenia , nieco inaczej wyobrażam sobie wakacje- jeśli mam jeść gorzej niż na codzień... Z tego też powodu odpadały campingi- jak je określiłem- "u Pana Zenka za płotem". Oprócz tego, że raczej o podłym standardzie (to akurat nie przeszkadza), to w środku niczego. Żadnej knajpy, sklepu, nic. Równie dobrze mógłbym pojechać w sam środek puszczy białowieskiej i rozbić sobie namiot. Codzienne kilkunasto/dziesięcio kilometrowe dojazdy na obiad czy zakupy ładnie by zkliwidowały zysk z niższych cen (a jeszcze samochód trzeba zaparkować, a jak, a gdzie, a za ile?)
Uwieńczeniem tego absurdu- ale i wytłumaczeniem- były jeziora Plitwickie, gdzie oczywiście poza wstępem w zasadzie trzeba bulić za parking (i nie można tego zrobić kartą, ale to już szczegół)... oprócz tego widok austriaka wyciągającego 300 HRK na skromny obiad z piciem dla dzieci, oraz mnie, kupującego za 27HRK 1,5l zwykłej wody mineralnej. Czemu nie 1000 HRK za obiad? Czemu nie 100 za wodę? Przecież bogaty Polak czy Austriak i tak zapłaci... A prawo podaży i popytu jest nieubłagane.
- Pogoda akurat dopisała, ale czytając doniesienia forumowe z drugiej połowy czerwca, można spokojnie zapomnieć o Cro jako o azylu świetnej pogody. Jako iż pobyt rozpoczęliśmy 2 lipca- na początku nawet kelner w jednej z restauracji mówił, że pogoda nie jest za dobra w tym roku.
I w zasadzie- bogato nakreśliwszy tło- chciałem w końcu wyrazić swoje wątpliwości i zadać pytanie... co Wy w tej Chorwacji- drodzy maniacy- widzicie? Bo ja, oprócz tego, że dość ładny kraj i faktycznie ciekawe wybrzeże... łupienie z kasy na każdym kroku, bezczelnie. A to parking, a to toaleta, bilety wstępu wszędzie gdzie się da, koszmarnie drogie jedzenie.
Efekt jest taki, że albo faktycznie ktoś wyrzuca na sŧół 200HRK za obiad (i uważam to za niemoralne, pomimo tego, że pewnie byłoby i mnie na to stać) albo po prostu taszczy z Polski lodówkę 12V na camping w środku zadupia, odgrzewa konserwy (o ile się nie popsuły) na elektrycznej maszynce, w przerwie między kąpielami na kamienistej plaży. Przywoziwszy ze sobą pół domu... I przez cały pobyt miałem wrażenie, że żeby tutaj "normalnie" spędzić czas- porównywalnie do Grecji- trzeba się okropnie nakombinować. Naszukać. Namęczyć. Jakby tu uniknąć takiej a takiej opłaty.
Wracając więc do prawa podaży i popytu- zagłosuję kieszenią i raczej na dłużej do/na Chorwacji nie wrócę...